Jak nie dać się zwariować ?

Jak się zapewne domyślacie producenci żywność produkują ją raczej nie po to żeby nam zrobić dobrze.

To jest biznes i liczy się tak naprawdę tylko kasa. Duża kasa.

Nie trzeba być geniuszem żeby wpaść na taki oczywisty wniosek.

Z tego niestety wynika, że jeżeli na czymś można zaoszczędzić (i więcej zarobić) to można być pewnym, że producent na 100% to zrobi. 

Czego by producent nie napisał na etykiecie, do przemysłowej produkcji żywności  użyto z pewnością najtańszych z dostępnych składników – czyli na logikę najgorszych. Zwykle te składniki, i tak podłej jakości, są używane w śladowej ilości tylko po to, żeby móc wielkimi wołami na opakowaniu napisać, że coś jest przykładowo z oliwą z oliwek albo z zakwasem. To niewątpliwie poprawia sprzedaż.

Kupując żywność produkowaną przemysłowo nigdy nie masz pewności czy zielony płyn, który uważasz za oliwę z oliwek, ma z nią cokolwiek wspólnego.  Może i oliwa sprzedawana odrębnie w butelce tak ale już ta, stanowiąca zalewę ryb w puszce lub dodatek do innych produktów raczej niekoniecznie.  Współczesna chemia działa cuda.

W 2013 roku, przy okazji afery z fałszowaną wołowiną w klopsikach Ikea, w której wykryto domieszkę koniny, w całej Europie przeprowadzono kontrole pod kątem czystości mięsa w przetworach mięsnych.

W jej wyniku w Wielkiej Brytanii wykryto między innymi pierogi z mięsem, w których jak to ładnie określili, nie stwierdzono obecności DNA pochodzenia zwierzęcego.

Z jednej strony dziwie się producentowi, że mając idealny produkt dla vegan nie zrobił z tego biznesu, z drugiej jak widać chemia naprawdę działa cuda – nikt nie zorientował się, że je pierogi z mięsem bez mięsa. Co zatem było w środku ? Wolę nie zgadywać.

Na pewno zwróciliście uwagę na to, że większość wędlin sklepowych ma praktycznie taki sam smak. Wcześniej podawałem przykład soku i lodów truskawkowych, które też niezależnie od pory roku smakują tak samo, a przecież jednak prawdziwe owoce (gdyby tam były) smakują za każdym razem inaczej. Można by mnożyć przykłady.

Smak, zapach i konsystencja żywności produkowanej przemysłowo zależą tylko i wyłącznie od dodatków, których sami z siebie nigdy nie wzięlibyśmy do ust.

Nośniki smaku w postaci sztucznie dodawanych w dużych ilościach tłuszczu utwardzonego, soli i cukru, do tego aromaty, emulgatory, konserwanty, dodatki uzależniające – cały arsenał chemii odpowiadającej za smak, zapach, kolor, konsystencję, trwałość produktu i przywiązanie klienta – wszystko po to żebyś zachwycił się danym produktem i najlepiej dostał ślinotoku na sama myśl o nim.

Zadziwiające jest to, że ten ślinotok mija zazwyczaj zaraz po włożeniu go do ust. No chyba, że ktoś ma już kompletnie wyprany smak. W końcu smaków trzeba się nauczyć … 

Do tego oczywiście cała gama chwytów marketingowych na poziomie opakowania produktu, jego ekspozycji i promocji, w tym reklamy kierowane do małych dzieci jako głównych odbiorców – jakie to słodkie 🙂

Patrzyliście kiedyś na skład gorzkiej czekolady ? Nie zastanawiało Was po cholerę (w większości przypadków) produkować ją z odtłuszczonego kakao po to żeby dodawać do niej oddzielnie tłuszcz kakaowy ?

Powiedzmy sobie szczerze – tłuszcz pozyskiwany z naturalnego ziarna kakaowca jest bardzo drogim surowcem, który być może zostanie użyty do produkcji ekskluzywnych kosmetyków. A tłuszcz kakaowy dodawany do czekolady ? Pod tym określeniem może kryć się wszystko.

W ten sposób to co kupujemy pozbawiane jest większości cennych składników, zastępowanych przez bezwartościowe, często szkodliwe substytuty.

Tak, nie wygląda to fajnie. Połączenie najgorszej jakości tłuszczu, węglowodanów z mnóstwem chemii daje w efekcie coś, z czym nasz organizm kompletnie sobie nie radzi.

Problem leży nie w tym, że coś tam jest rakotwórcze, trujące czy po prostu kompletnie pozbawione jakichkolwiek wartości odżywczych. 

Na coś trzeba umrzeć – w końcu oddychanie też jest szkodliwe (tym, czym zazwyczaj oddychamy)

Prawdziwy problem polega na tym, że wysoko przetworzona żywność, produkowana na skalę przemysłową, kompletnie rozwala nasz metabolizm.  

To jest właśnie największy problem – bynajmniej nie to, ile coś ma kalorii. 

W konsekwencji nasz organizm wywiesza białą flagę, nie panując nad tym co się dzieje z cukrem, insuliną i sam nie wiem czym jeszcze. Kompletna porażka. 

Tyjemy jedząc pompowany, sztuczny chleb, smarowany jakimś podłym tłuszczem utwardzonym, z chemicznymi wędlinami nafaszerowanymi glutaminianem sodu (żeby tylko), najlepiej z dodatkiem ketchupu czy majonezu, które z pomidorami czy jajkami mają naprawdę niewiele wspólnego, albo jeszcze lepiej jakimiś sosami o bliżej nie określonym składzie. Ile mam serwuje taki zestaw swoim dzieciom codziennie na śniadanie ? Już nawet nie czepiam się parówek.

Stopniowo wykańczamy nasz metabolizm zupkami w proszku, pakowanymi długoterminowymi rogalikami z nadzieniem , batonikami, napojami gazowanymi i pseudo sokami z syropem glukozowo-fruktozowym, pompowanymi bułeczkami, chemicznymi wędlinami, całą masa różnych świństw do smarowania pieczywa, gotowymi daniami z długim terminem przydatności do spożycia, produktami light i mnóstwem innych produktów, często lansowanych jako fit czy cholera wie jak jeszcze. Długo by wymieniać.

A potem się dziwimy, że mamy napady głodu, puchniemy, mamy zgagę, wzdęcia, wysiada nam wątroba czy inne tego typu atrakcje.

No zawsze można sobie na to łyknąć jakiś suplement diety i do przodu …

Krótka zagadka, co to za przysmak ? :

białko jaja w proszku

cukier
jęczmienny ekstrakt słodowy
laktoza
lecytyna sojowa (E 322)
miazga kakaowa
naturalny ekstrakt z wanilii
odtłuszczone mleko w proszku
serwatka w proszku (z mleka)
sól
syrop glukozowy
tłuszcz kakaowy
tłuszcz mleczny
tłuszcz palmowy
zhydrolizowane białko mleka

Brzmi smakowicie, no nie ?  

No dobra. Jak nie dać się zwariować w tym wszystkim. W końcu coś trzeba jeść.

Prawda jest taka, że raczej nie polecimy do lasu polować na coś do jedzenia. Uprawianie własnych ziemniaków czy pomidorów, czy choćby pieczenie chleba,  jest ekstra rozwiązaniem ale poza zasięgiem większości z nas.

Trzeba podejść do tego zdroworozsądkowo i znaleźć jakiś kompromis.

W normalnych warunkach nie ma sensu popadać w histerię. Nasz organizm, w tym wątroba, naprawdę zniosą wiele. 

Niestety jeżeli masz mega BMI, hodowane na przestrzeni lat, trudno nazwać to normalnymi warunkami.

Twój organizm jest w stanie, w którym potrzebuje żebyś wyciągnął do niego pomocną dłoń. Potrzebuje wytchnienia.  Od dłuższego czasu pewnie w tej czy w innej formie próbuje dać Ci do zrozumienia, że ma dość. Najlepiej widzisz to chociażby na wadze.

Dlatego zamiast patrzeć tęsknym wzrokiem na „Snickersa”, wchłanianego przez jakiegoś szczupłego jegomościa, zanim rzucisz się do sklepu przyjmij do wiadomości, że jemu ten jeden „Snickers” dużej różnicy nie zrobi ale Tobie jak najbardziej tak.

I kompletnie nie chodzi tu o liczbę kalorii – będę powtarzał to do znudzenia.

Jeżeli naprawdę chcesz schudnąć w pierwszej kolejności musisz stopniowo ograniczyć w swojej diecie produkowaną na skalę przemysłową żywność wysoko przetworzoną i zastąpić ją w miarę możliwości produktami naturalnymi, przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe. I bynajmniej nie mam na myśli tylko słodyczy.

Masz ochotę na pizzę ? Ok.

Najlepiej byłoby gdybyś zaprosił znajomych i zrobił ją sam w domu (przy okazji dobrze by było gdybyś nie zjadł sam całej na raz – po to CI znajomi). Dobierz starannie składniki. Użyj świeżych warzyw i dobrej jakości sera żółtego a nie jakiegoś badziewia seropodobnego, bo tanie. Sos pomidorowy idealnie też byłoby zrobić samemu ze świeżych pomidorów z listkami świeżej bazylii – internet jest pełen fajnych przepisów. Jeśli kupujesz gotowy przeczytaj skład i wybierz taki, w którym mają szansę być pomidory 🙂

Taka pizza będzie naprawdę przepyszna i z czystym sumieniem będziesz mógł sobie na nią pozwolić.

Nie masz czasu żeby bawić się w kucharza ? Nie bardzo jest do kogo wbić się na sępa ? Wybierz się do jakiejś małej, lokalnej pizzerii, najlepiej takiej, w której wyrabiają ciasto na Twoich oczach. Zwróć uwagę na sosy i nie przesadzaj z nimi. Raczej unikaj wędlin w składzie – będą kiepskiej jakości. Spróbuj nie zamówić pizzy XXL dla samego siebie – zawsze możesz tu wrócić następnego dnia.

W ostateczności idź do jakiejś sieciówki – chociaż musisz się liczyć z tym, że to nie będzie już z pewnością produkt naturalny.

Zdecydowanie nie powinieneś natomiast kupować gotowej pizzy w sklepie, do odgrzania w piekarniku lub mikrofali. 

Tak – znam gorsze produkty niż mrożona pizza. Na tym przykładzie pokazuję CI jedynie na czym mają polegać zmiany i wybory, których będziesz musiał dokonywać, jeśli chcesz schudnąć.

Popatrz na to co jesz i zastanów się co mógłbyś zamienić na rzeczy mniej przetworzone. 

Klopsiki na obiad ? Fajna rzecz – nie chce Ci się ich robić samemu poproś mamę albo kogoś z bliskich. Kupowanie gotowych sklepowych klopsików w słoiku to beznadziejny pomysł. To już chyba lepsza byłaby ta mrożona pizza (ale głęboko mrożona a nie długoterminowa z lodówki).

Nie będę mnożył przykładów, wiesz już chyba o co chodzi.

Im więcej żywności wysoko przetworzonej wyeliminujesz ze swojej diety, tym większe masz szanse na ustabilizowanie swojego organizmu i schudnięcie.

Wcale przy tym nie musisz bardzo ograniczać ilości tego co jesz (w granicach rozsądku oczywiście). 

Nie musisz też nagle zmieniać wszystkiego o 180 stopni i  od jutra robić zakupów tylko w sklepach ekologicznych. Po prostu użyj mocy i kieruj się zdrowym rozsądkiem.

Jak widzisz nie oczekuje od Ciebie jakiś mega wyrzeczeń tylko żebyś przestał traktować samego siebie jak śmietnik, do którego wrzucasz co popadnie. 

                   178 kg. Listopad 2015 r.

Wiesz dlaczego ludzie nie szanują grubych ? A dlaczego mieliby szanować skoro Ty sam tego nie robisz ???

3 odpowiedzi do “Jak nie dać się zwariować ?”

  1. Witaj Parysie:)
    Uważam, ze trzeba słuchać swojego organizmu.
    Wiem,ze nie każdy to potrafi, ale jest to do zrobienia.
    Kiedy „chodzi” za mną np. krupnik to staram się go zrobić bo widocznie jest w nim coś czego mi brakuje;) Czasem mam smak na Milky Way(to chyba jego skład podałeś?;)) zjadam go a po 5 minutach robi się ze mnie balon, po kupnych preclach mam wrażenie jakbym miała kaca( Jeśli piekę je sama nie ma żadnego problemu).
    Kiedy zacznie się słuchać tego, co nam mówi nasz organizm, nie będziemy musieli jeść suplementów lub brać tabletek na wzdęcia itp.
    Serdecznie pozdrawiam!

    1. Hej Kiniu 🙂

      Należy Ci się nagroda specjalna za Milky Way – będę musiał coś wymyślić 🙂

      To o czym napisałaś to jest kwintesencja problemu – własnie dokładnie to miałem na myśli 🙂

      Lepiej bym tego nie ujął Kiniu – bardzo Ci dziękuję za ten komentarz.

      Buziaki,

      Parys

Skomentuj Parys Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *