Wybaczcie ale ten tydzień mam zawodowo bardzo napięty więc nie mam jak Was zamęczać swoimi refleksjami. W przyszłym tygodniu powinno być lepiej …
W poprzednim wpisie napisałem jednak coś, z czego dla przyzwoitości muszę się wycofać 🙂
Teoria, jakoby można bezkarnie się objadać frytkami, popijając je piwem, pod warunkiem, że potem nie będzie się tego robiło ponownie, aż do momentu zejścia z wagą poniżej poziomu sprzed „objadania” się, jest tylko teorią …
Życie potrafi ją bardzo brutalnie zweryfikować. W tym przypadku poczucie bezkarności wcale nie jest Twoim sprzymierzeńcem.
Każdy taki wyskok to jednak zaburzenie stanu równowagi. Czego byś sobie nie obiecał, tak naprawdę nigdy nie wiesz czy i jak szybko po czymś takim uda Ci się wrócić do normalnego rytmu – w końcu z jakiegoś powodu jesteś/byleś otyły.
Dlatego bezpieczniej jest jednak bardzo ostrożnie dawkować sobie ekstra przyjemności – bez sensu byłoby wszystko zaprzepaścić przez jakieś głupie frytki z piwem – nie są tego warte 🙂
Dlaczego o tym w ogóle piszę ?
Trochę mi ten tydzień dołożył, czego nie uwzględniłem w swoich planach i teoriach. W moim przypadku reakcją na stres nie jest bynajmniej zaciśnięcie żołądka do stanu, w którym nie jesteś w stanie nic przełknąć 🙂
Powiedziałbym, że raczej wręcz odwrotnie …
Drugiego koncertu co prawda nie było ale wieczorne piwo z orzeszkami czy paluszkami i owszem.
No niestety pewne smaki jednak zostają a w sytuacji ludzi przewlekle otyłych, to tak jak z sięganiem po alkohol u alkoholików po odwyku …
Do tego stres – łatwo się sięga po paluszki czy nie wiem co żeby zająć ręce i coś na „spokojnie” przemyśleć (coś czego akurat grubasom nie wolno robić i nie chodzi mi o myślenie).
Pewnie palaczom jest łatwiej w takich sytuacjach 🙂
Wynik – Zamiast wrócić do wagi 102,5 doszedłem stopniowo do ok 106 kg. To nie dramat ale pierwsze ostrzeżenie – trzeba potraktować je poważnie.
Ok, ogarniam się i wracam do Was w przyszłym tygodniu, mam nadzieję, że z tarczą 🙂
Miłego weekendu !!!