Nie chwal dnia przed zachodem słońca :)

Tak sobie myślę, że jednak jak to bywa, trochę przedwcześnie odtrąbiłem opuszczenie strefy otyłości 🙂

Zapomniałem, że przede mną (18.10) koncert Fisha, byłego wokalisty zespołu Marillion, w warszawskim klubie Progresja.

Z jednej strony był to pierwszy koncert, na którym kupiłem sobie koszulkę w rozmiarze XL (słownie: jeden XL) i o dziwo pasowała 🙂 Z drugiej, skoro już człowiek wybiera się na koncert,  zostawiając samochód w domu …

Plan miałem taki – przed koncertem jem wcześniej kolację a na koncercie piję tylko piwo (jakieś 2 godziny po kolacji).

Realizacja – z wcześniejsza kolacją nie było problemu, chociaż zamiast jabłka zjadłem całkiem sporo orzechów włoskich, stanowiących teoretycznie lepszą bazę pod późniejsze picie piwa.

Na koncercie wypiłem 3 pół litrowe piwa (bardzo fajne, lane czeskie piwo – chyba nawet nie chrzczone za bardzo), które „zgrabnie” połączyłem z 2 ekstra porcjami frytek. Frytek oczywiście nie było w planie ale na moje nieszczęście były bardzo smaczne i chodziły za mną od dłuższego czasu.

Połączenie piwa z frytkami na kolację (+ wcześniejsze orzechy) zaowocowało całkiem wymiernymi efektami: +2 kg do wagi następnego dnia rano.

Tak jak wcześniej sygnalizowałem, jeżeli zależy Ci na zrzucaniu kilogramów nie łącz alkoholu z jedzeniem.

Fish. 18.10.2018 r. Klub Progresja, Warszawa. Zdjęcie własne.

Jak do tego w ogóle podejść ? Niestety wychodząc, ma się czasami ochotę na to, czy tamto – trudno sobie w końcu wszystkiego odmawiać.

Jeżeli jednak jesteś na początku swojej walki, jesteś otyły i masz naprawdę dużo kilogramów do zrzucenia, staraj się unikać tego typu „okazji”, zwłaszcza jeśli wiesz, że masz problemy z silną wolą – dzięki temu  udało mi się zrzucić prawie 70 kg.

Nie twierdzę, że nie piłem w tym czasie alkoholu – po prostu nie łączyłem alkoholu bezpośrednio z jedzeniem i raczej unikałem piwa, pijąc w zamian czerwone, wytrawne wino:

25.02.2018 r.  Waga: 146 kg. W godzinę po kolacji pozwalałem sobie na lampkę czerwonego, wytrawnego wina (wybaczcie za szkło ale tak po męsku, akurat takie było pod ręką). 

W dalszym ciągu staram się nie nadużywać piwa i mimo wszystko nie łączyć alkoholu z jedzeniem, chociaż przy wadze w okolicy 100 kg nie muszę już do tego podchodzić tak ortodoksyjnie.

Warunek – nadal mówimy o okazji raz na jakiś czas a nie o rutynie.

Tak naprawdę osiągnąłem poziom wagi, który chciałem – teraz to, czy waga zatrzyma się na 99 kg czy na 85, nie ma już dla mnie aż takiego znaczenia jak wtedy, gdy ważyłem ponad 170 kg i miałem problem z wejściem na 3 piętro po schodach.

Żeby nie musieć rezygnować ze wszystkich przyjemności a jednocześnie nie zaprzepaścić tego, co udało mi się osiągnąć, postanowiłem, że jeżeli nadarza się jakaś specjalna okazja, która sprawia, że mam ochotę złamać zasady (chociażby ekstra frytki i piwo podczas koncertu),  to ok, mogę to zrobić ale pod jednym warunkiem:

Do czasu zejścia z wagą poniżej poziomu, przy którym pozwoliłem sobie na złamanie zasad, nie mam prawa zrobić tego ponownie.

Innymi słowy „wesele” tak, „poprawiny” nie.

W związku z tym nie planuje żadnych koncertów do czasu powrotu z wagą przynajmniej do poziomu poniżej 102 kg 🙂

Do tego dla bezpieczeństwa warto ustawić sobie jakieś nieprzekraczalne maksimum wagi – dla mnie jest to 5% wagi, czyli przy wadze 102,6 kg nie miałem prawa przekroczyć w żadnym momencie 107,7 kg i to mi się udało.

Opisuję to wszystko żeby pokazać Wam na bieżąco, na własnym przykładzie, jak to działa.

Nie da się popijać piwkiem golonki (zwłaszcza na kolację) i patrzeć jak kilogramy lecą w dół.

Albo „piwo” albo „golonka” – wybór należy do Ciebie. Oczywiście możesz wybrać jedno i drugie ale wtedy bądź pewien kumulacji.

Jeśli zdarza Ci się to raz na jakiś czas to oczywiście nie ma co dramatyzować – jeśli w każdy weekend albo częściej …. pewnie zdążyłeś już zauważyć efekty 🙂

Kempten, Bawaria, Niemcy – Allgäuer Festwoche. 14.08.2016 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *