Sztuka przetrwania …

Wszystkie rady, zasady i nie wiem co jeszcze są fajne ale prawda jest taka, że nikt nie jest robotem i przychodzi taki moment, że teoria lekko rozmija się z praktyką.

Jeżeli jesteś gruby to raczej nie dlatego, że konsekwentnie przestrzegasz zasad zdrowego odżywiania. 

Nawet najwięksi twardziele wcześniej czy później dadzą się złapać na zapach „gofra belgijskiego” na mieście i potem popłyną…

… tak, nie da się zrzucać dziesiątek kilogramów i nie ponieść po drodze żadnej porażki – ważne jest jednak to, żeby nauczyć się jak sobie z nimi radzić.

Tak na marginesie samo zjedzenie przykładowo gofra belgijskiego wcale nie musi być porażką – jeżeli tylko nie pójdziemy za ciosem i nie doprawimy podwójnymi frytkami (bo się przesłodziliśmy) a potem  sam nie wiem jeszcze czym. Z resztą nawet wtedy wcale nie wszystko jest stracone 🙂

Wszystko jest dla ludzi, trzeba tylko niestety spróbować zachować umiar i jakieś sensowne proporcje. 

Jeden „gofr belgijski” tygodniowo, jako posiłek,  nie robi aż tak wielkiego problemu (chociaż powiedzmy sobie szczerze, że nie wnosi wiele oprócz chwilowej satysfakcji, mega wyrzutu insuliny i późniejszego kaca moralnego) .  Jednak jedzenie go codziennie raczej nie wróży nic dobrego. 

Na pewno więc w dawkowaniu sobie ekstremalnych przyjemności trzeba zachować zdrowy rozsądek.

Wszedłem dzisiaj na wagę i niby ważę tyle samo co przed weekendem.

Widać, że coś tam się wydarzyło po drodze,  bo normalnie pewnie powinno być w okolicy 108 kg ale dramatu teoretycznie nie ma.

Prawda jest jednak taka, że o ile ostatnio w ogóle w weekendy pozwalam sobie na dużo więcej, to w ostatnią sobotę po prostu popłynąłem. 

W konsekwencji z wagi 108,1 kg w piątkowy poranek poszedłem w górę o 1,5 kilograma – w sumie w 1 dzień. (109,6 kg w niedziele rano).

To oczywiście nie są kilogramy, które zdążyłyby się odłożyć na stałe ale tak – niewątpliwie poniosłem spektakularną porażkę.

Jak po czymś takim się podnieść ? Jak przegrać bitwę ale nie wojnę ?

Porażka z założenia nie jest czymś miłym. Ważne jest to, żeby wypracować sobie swój własny sposób radzenia sobie, gdy coś wymknie się spod kontroli.

Celem jest jak najszybszy powrót do normalnego rytmu i sposobu żywienia.

Dodatkowo, żeby ograniczyć ryzyko powtórki z rozrywki, fajnie byłoby zastanowić się co tak naprawdę się stało. Co poszło nie tak.

Przede wszystkim daruj sobie kaca moralnego – zjadłeś coś dobrego, dużo dobrych rzeczy … cóż – spróbuj się tym nacieszyć, żeby starczyło Ci na dłużej. Umartwianie się metodą na Zgredka nic Ci w tej sytuacji nie da. 

Odczekaj 3-4 godziny i zjedz normalny kolejny posiłek. Jeżeli skończyłeś się obżerać koło północy, napij się gorącej herbaty a rano zjedz normalnie śniadanie, tak jak gdyby nic się nie stało. Po obżarstwie musisz się ustabilizować a nie głodzić w ramach pokuty. Jednorazowe obżarstwo nie jest może czymś ekstra fajnym dla Twojej wątroby ale w szerszej perspektywie nie ma większego znaczenia. 2-3 dni równowagi i udana sesja w WC powinny załatwić temat. Chodzi tylko o to żeby nie weszło CI to w nałóg.

Przy okazji, jeśli już musisz, fajnie by było nawpychać się czegoś wartościowego – jeśli czujesz, że nie jesteś w stanie się powstrzymać, mimo wszystko lepiej jest zjeść tabliczkę gorzkiej czekolady z pomarańczami czy najeść się pistacji (jeżeli nie jesteś na nie uczulony i masz względnie zdrową wątrobę) niż lecieć do McDonalda na Big Maca.  

Jeżeli jednak masz głębokie przeświadczenie, że jedynie Big Mac da Ci prawdziwą satysfakcję z napchania się, pomimo tego, że jest to naprawdę straszne świństwo, zjedz go – inaczej będziesz chodził i ciągle czegoś szukał. Opchniesz mnóstwo bezsensownych rzeczy, żeby na koniec i tak go zjeść. Nie ma co – z czasem sam dojdziesz do wniosku, że nie wcale nie jest taki smaczny jak Ci się teraz wydaje 🙂 

Jak regularnie byś nie jadł, jak smaczne by nie były Twoje posiłki, zawsze znajdzie się coś co uwielbiasz, co nie mieści się na co dzień w Twoim jadłospisie. Spróbuj włączyć takie rzeczy okazjonalnie do swojej diety. Zwłaszcza te, które nie są jakimś przesadnym świństwem. Pozwoli Ci to zaspokoić potrzebę zjedzenia czegoś dobrego i uodpornić się na pokusy. Oczywiście nie działa to na długo więc jeśli masz problemy ze skokami w bok, musisz zadbać o to, żeby zaspokajać się w miarę regularnie.

Wracając do mojej porażki …

Zacząłem zastanawiać się o co chodzi z tymi weekendami i co poszło nie tak w ostatnią sobotę. 

Sobota to jest dzień, w którym jadę na targ żeby zrobić zakupy. Jak napisałem wcześniej, omijam szerokim łukiem hipermarkety. 

Na targowiskach w małych miasteczkach można naprawdę kupić fajne produkty. Oczywiście większość z nich pochodzi z giełd spożywczych ale są tez produkty prawdziwie lokalne, sprzedawane bezpośrednio przez rolników.

Targ ma jednak tę wadę, że zaczyna się ok. 5-6 rano i tak naprawdę żeby zrobić sensowne zakupy trzeba na nim być nie później niż o 8:00. 

Czyli w moim przypadku godzinę przed śniadaniem. Ne dość, że w ten sposób robię zakupy będąc głodnym to jeszcze z reguły nie wyrabiam się z powrotem przed 9:00, czyli rozjeżdżają mi się godziny posiłków. W konsekwencji kupuję więcej niż powinienem i mam potem klasycznego niedojadka w wyniku przeciągnięcia posiłku.

Tak naprawdę wystarczyłoby pewnie zrobić sobie śniadanie wcześniej, zabrać ze sobą  i zjeść o 8:00, bezpośrednio przed wejściem na targowisko. 

Zawalenie śniadania prawie zawsze kończy się mniejszą lub większą wpadką w ciągu dnia.

Do tego fajnie byłoby zrobić listę zakupów i się jej trzymać (z uwzględnieniem czegoś ekstra – w końcu to weekend).  Nawet jeśli wpadnie nam w oko coś spoza listy, na co mamy wielką ochotę, dobrze jest zastanowić się kiedy będziemy mieli czas żeby to wszystko zjeść – może trzeba po prostu wykreślić z listy coś innego. 

W sumie to po prostu warto posłuchać się „przykazań”, które sam spisywałem przed ostatnie 2 wpisy.  Nikt nie jest doskonały. W przyszły weekend spróbuję 🙂

Przy okazji dotarło do mnie, że chodząc głodny po targowisku podświadomie szukałem czegoś dobrego …

Świeże, jeszcze mokre orzechy laskowe – o tej porze roku pycha. Kupiłem kilogram. Pewnie można by było 0,5 kg ale co będzie jak przez tydzień wyschną i już nie będzie ? 

Niestety od samego kupienia nie maleje ochota na coś dobrego.

Pewnie, gdybym zjadł część na miejscu zamiast śniadania … 

W każdym razie dalej były orzechy nerkowca, suszona morwa, śliwki, orzechy arachidowe, prawdziwa miejscowa kaszanka – 2 rodzaje na wypadek gdyby z jednego źródła nie spełniła oczekiwań. Podobnie z prawdziwą kiełbasą (też 2 kawałki różnej) – do tej sklepowej nie podchodzę nawet na kilometr. Do tego prawdziwy ser wiejski … tak, to były udane zakupy …. zbyt udane 🙂 Tak właśnie się kończą zakupy, gdy jest się głodnym. Samo kupowanie kolejnych rzeczy (czy wkładanie ich do koszyka) nie zmniejsza tego uczucia. 

Teraz pytanie czy trzeba to wszystko zjeść na raz (jednego dnia czy w weekend) ?

… no niby nie ale jeśli kupiłeś same dobre i świeże produkty, których długo nie jadłeś i na które masz wielką ochotę … trudno się oprzeć.

W takiej sytuacji bezpieczniej byłoby po prostu nie kupować – nie tyle na raz 🙂

Na zakończenie wracając zaliczyłem lody i rurki z bitą śmietaną – w końcu cały czas byłem głodny a pełen bagażnik zakupów bynajmniej tego nie zmienił. Lody rzecz jasna sprawiły, że chwilę później głód wrócił z podwójną siłą. Potem poszło już z górki …

Tak więc jeśli zaliczyłeś wpadkę nie przejmuj się tym zbytnio. Takie rzeczy naprawdę się zdarzają. Grill ze znajomymi, impreza z ekstra jedzeniem (i do tego za darmo 😉 ) … tak, jak fajnie byś sobie tego nie poukładał zawsze trafi się coś, co wybije Cię z rytmu.

Pamiętaj – najważniejsze jest to żeby się nie poddać i wrócić jak najszybciej do ustalonego planu dnia. Im szybciej Ci się to uda , tym mniej czasu zmarnujesz. 

Jutro rano mam nadzieję wrócić do wagi z ostatniego piątku. Gdyby się to udało, zostaną mi jeszcze 2 dni żeby w skali tygodnia odnotować spadek wagi. 

Jak widać nawet jeśli polegniesz, wcale nie musi to oznaczać jakiejś tragedii 🙂 Spróbuj nie robić tego zbyt często i tyle 🙂

„10” przykazań szczupłego inaczej ciąg dalszy …

Waga leniwie zmierza ku granicy 100 kg. 

Wczoraj zjadłem kolację jak zwykle ok. 19:00.

Wszystko byłoby ekstra ale z przyczyn ode mnie niezależnych od 22:00  musiałem przez ok. godzinę poszwendać się po molochu Tesco w Warszawie przy Fieldorfa. 

Ostatni raz byłem w hipermarkecie chyba z rok temu (szkoda mi na nie czasu) więc zapomniałem już trochę jak to jest.

A jest lekko hardcorowo z punktu widzenia osoby uzależnionej od jedzenia.

Na dzień dobry na wejściu lody i rurki z bitą śmietaną, z każdej strony atakuje jakieś żarcie lub coś słodkiego, wszystko oczywiście „pachnie” na kilometr. Normalnie jakby ludzie przychodzili tu tylko po to żeby się nażreć na miejscu a nie zrobić zakupy.

Do tego oczywiście zapach pieczywa już w samym Tesco i wszystko co może doprowadzić kogoś głodnego do obłędu … bo w końcu 3-4 godziny po lekkiej kolacji człowiek ma prawo być głodny. I jak tu nie polec ?

Czułem się jakoś mnie więcej tak:

 

 

 

 

 

 

Źródło: Henryk Jerzy Chmielewski Tytus, Romek i A’Tomek księga VIII

Było blisko ….

Nie poległem. Wyszedłem z Tesco z paroma rzeczami, po które tam pojechałem, ekstra butelką wody lekko gazowanej i przeświadczeniem, że nie warto polec. Nie na takim badziewiu 🙂

Po powrocie, żeby nie kłaść się spać z uczuciem głodu, wypiłem małą kawę z mlekiem – nie mam skłonności do samoudręczania – i z dziką satysfakcją poszedłem jakiś czas później spać.

Tak na marginesie to lipa, że kawa działa pobudzająco – może małe espresso o mocy siekiery tak, ale po kawie z mlekiem śpi się jak niemowlę 🙂 

Jak wypracować sobie techniki radzenia sobie w takich sytuacjach ? Nie ma na to jakiejś jednej cudownej recepty jak się domyślacie. Najlepiej by było w ogóle do nich nie doprowadzać.

W tym przypadku zdecydowanie lepiej byłoby gdybym zaliczył Tesco zaraz po solidnym posiłku a nie 3 godziny po lekkiej kolacji, zgodnie z tym o czym pisałem ostatnio. Nie zawsze jednak jest to możliwe. 

Jak więc uniknąłem porażki ?

Wczoraj na śniadanie zjadłem pyszną, post PRL’owską, bułkę z pieczarkami domowej produkcji, która pozwoliła mi osiągnąć stan satysfakcji kulinarnej i oprzeć się chęci dogodzenia sobie po raz kolejny. 

Patrząc na to żarcie dookoła przypomniałem sobie jej smak i … jakoś przeszła mi na to wszystko ochota.

Poza tym  patrzyłem na to wszystko z pełną świadomością, że większość z tych pachnących rzeczy to tak naprawdę tłuste, pełne chemii świństwa, które są trochę jak fatamorgana – zwodzą zmysły, prowadząc człowieka na manowce.

Tak, to całkiem dobra strategia – obrzydzić sobie rzeczy, na zapach których Twoje ślinianki stają na baczność.

„10” przykazań szczupłego inaczej ciąg dalszy …

Świat jest pełen dobrych rad i jakoś nic z tego nie wynika. Po co więc to piszę ?

Po pierwsze, tak jak napisałem, naprawdę staram się do nich stosować i wiem, że przynoszą wymierne skutki.

Więc jeśli nie chce Ci się tego przeczytać i zastanowić nad tym chwilę, może Twoje pytanie jak zrzuciłeś tyle kilogramów ma dokładnie taki sam poziom faktycznego zainteresowania tematem jak zwyczajowe „Cześć, co tam u Ciebie ?”

Poza tym przede wszystkim są w miarę uniwersalne – praktycznie każdy może je zastosować i niezależnie od wszystkiego powinny przynieść pozytywne efekty.

Zdecydowanie trudniej będzie pisać o zmianach w sposobie żywienia – to jest już kwestia mocno indywidualna. Powiem Wam oczywiście co zrobiłem ale musicie mieć świadomość, że każdy z Was będzie musiał podejść do tego przez pryzmat swojego organizmu.  

Dlatego zanim zaczniesz po raz kolejny wpadać w doła z powodu tłuszczu, w który obrosłeś, zastanów się czy może jednak nie warto spróbować zastosować się przynajmniej do kilku z nich na dobry początek.

Ok, to część druga i na razie ostatnia:

  • Idąc na zakupy zrób sobie wcześniej listę zakupów i się jej trzymaj

To baaaardzo stara zasada, z długą brodą – tak stara, że większość z nas już o niej zapomniała albo uważa, że nie będzie chodzić jak babcia z kartką na zakupy.

Cóż, zawsze możecie sobie pobrać fajna apkę na smartfona albo kupić lodówkę, która zrobi Wam listę zakupów automatycznie 🙂

Prawda jest taka, że improwizując prawie zawsze kupujemy więcej niż planowaliśmy (pomijając rzeczy, o których zapomnieliśmy). Tym więcej im więcej czasu minęło od ostatniego posiłku i im lepszych ma dany sklep speców od marketingu.

 

  • Zanim pójdziesz na zakupy spójrz lepiej do lodówki – założę się, że tym co w niej zostało nadal możesz wyżywić pułk wojska.

Prawie bez komentarza – ile razy wpychasz w siebie coś tylko dlatego żeby się nie zepsuło. Poza tym naprawdę z pewnością wystarczy Ci połowa tego co kupujesz – reszta to czyste łakomstwo.

  • olej promocje – na prawdę dużo lepiej jest kupić 5 dkg dobrego sera za 100 zł/kg niż kupować pół kilograma jakiegoś świństwa tylko dlatego, że jest w promocji – ktoś to później będzie musiał zjeść.
  • Jeśli na poważnie chcesz podjąć wyzwanie i zrzucić trochę kilogramów porozmawiaj ze swoimi bliskimi i znajomymi. Uprzedź ich co robisz i jak mogą Ci pomóc albo przynajmniej nie przeszkadzać.

Może następnym razem wpadając do Ciebie wezmą ze sobą mini marchewki do chrupania zamiast 3 paczek chipsów XXL. Może tez odpuszczą sobie zamawianie super pizzy w przerwie pomiędzy Twoimi posiłkami.

  • Unikaj jak ognia jedzenia odruchowo.

Jeśli oglądasz ulubiony film w TV  nie stawiaj obok siebie puszki orzeszków. Masz ochotę je zjeść, zrób to ale świadomie a nie sięgając po nie odruchowo w trakcie innej czynności. 

Jeśli sięgasz po coś wciągającego (paluszki, orzeszki, pistacje, bób, czereśnie i sam nie wiem co jeszcze) wydziel sobie porcję, na tyle dużą żebyś uznał ją za wystarczająca i resztę schowaj. Potem zjedz delektując się swoją porcję i na tym poprzestań.

Podczas spotkań towarzyskich nie da się za bardzo schować innym tego, co zostało – cóż – musisz być dzielny. Zjedz to, co sobie nałożyłeś na talerz, napij się gorącej herbaty i nie myśl o tym co zostało na stole.

  • Unikaj rytuałów i wiązania określonych czynności z jedzeniem

Przez długi czas za każdym razem gdy wsiadałem do samochodu, szedłem wcześniej do sklepu żeby kupić puszkę Coca Coli i coś do niej – zazwyczaj jakiegoś snickersa czy kit kata. Jakoś lepiej mi się jechało z takim zestawem. W ten sposób potrafiłem wypić 2 litry Coca Coli dziennie.

Pijesz kawę ok, ale po co Ci do niej za każdym razem papieros albo coś słodkiego ?

Idziesz do kina na fajny film – po cholerę Ci mega kubeł popcornu i wiadro coli ?

Nie masz wrażenia w którymś momencie, że zaczyna chodzić bardziej o ten popcorn niż o film ?

  • Nie katuj się – jedz smacznie.

To chyba najważniejsza zasada, o której zawsze powinieneś pamiętać. Nie zmuszaj się do jedzenia czegoś co Ci nie smakuje tylko dlatego, że jest zdrowe albo dietetyczne.

W dzisiejszych czasach nie ma rzeczy tak naprawdę obiektywnie w 100% zdrowych a jeśli to co jesz nie będzie Ci smakowało będziesz szukał podświadomie czegoś dobrego.

Dlatego odpuść sobie miskę rukoli jeśli jej nie lubisz i nie katuj się serem żółtym light, tylko dlatego, że podobno ma o połowę mniej kalorii – kup sobie kawałek dobrego, tłustego żółtego sera i zjedz go po prostu trochę mniej.

Nic się nie stanie nawet gdy zjesz go tyle samo – po prostu odczujesz satysfakcję i nie zjesz jakiegoś świństwa za rogiem, żeby nie popsuć sobie smaku.

Mała uwaga dla tych, którzy mają zamiar w związku z tym przejść na dietę Prince Polo – jedz smacznie ale z zachowaniem zdrowego rozsądku i w miarę możliwości zdrowo. Pewnie Cię zmartwię ale przez „jedzenie smacznie” wcale nie mam na myśli bezkrytycznego objadania się smakołykami. 

  • Witaminy i mikroelementy …

jeśli ciągle czegoś szukasz najprawdopodobniej brakuje Ci jakiś witamin albo mikroelementów.  Zanim się nawpychasz nie wiem czego pomyśl o ich uzupełnieniu.

Idealnie byłoby w sposób naturalny ale nie oszukujmy się – żywność produkowana przemysłowo praktycznie ich nie zawiera.

Jeśli nie masz rodziny na wsi pomyśl o ich uzupełnieniu innymi metodami.

Ja zdecydowałem się na pyłek pszczeli. Staram się też jeść względnie dużo nasion i orzechów. 

Zanim zdecydujesz się na jakiś suplement diety zrób sobie badanie krwi – wcale nie musisz mieć niedoboru magnezu tylko dlatego, że pijesz dużo kawy. Oznaczenie witamin jest drogie ? Suplementy diety jeszcze droższe – szkoda płacić za coś co jest Ci do niczego nie potrzebne.

  • Używaj mniejszych talerzy.

Kolejne stara mądrość rodem z Chin pewnie. To naprawdę działa – na małym talerzu porcja wydaje się większa. Zmniejsza to Twoje poczucie bycia nieszczęśliwym z powodu mniejszej porcji czegoś dobrego na talerzu i pozwala łatwiej osiągnąć satysfakcję.

  • Monotonna dieta Cię zgubi.

Jeśli dobierzesz sobie posiłki, przy których dobrze będzie Ci się zrzucało kilogramy, nie ogranicz swojego menu jedynie do nich.

Własnoręcznie zrobione musli z orzechami, garścią świeżych owoców i prawdziwym kefirem to fajny pomysł na śniadanie ale czy aby na pewno na każde ?

Jedząc przez cały czas to samo zubożysz swoją dietę. Wcześniej czy później Twój organizm powie dość – niezależnie od tego jak bardzo będzie Ci to smakowało.

  • Jeśli musisz czym zająć ręce zajmij się szydełkowaniem a nie jedzeniem.

Z zajmowaniem rąk jedzeniem jest dokładnie tak jak z papierosami – nie prowadzi to do niczego fajnego.

Spróbuj sobie znaleźć jakieś alternatywne zajęcie dla rąk. 

Ten punkt dotyczy tylko tych osób, które muszą mieć czymś zajęte ręce. Fajnie byłoby żeby nie było to jedzenie.

  • Czytaj ze zrozumieniem etykiety ze składnikami tego, co kupujesz w sklepach i nie wierz reklamom, w tym w szczególności w to, co piszą dużym drukiem na opakowaniach.

Jeśli coś jest bez cukru, prawie na pewno dodali jakieś świństwo żeby to posłodzić. Jeśli bez konserwantów – znajdziesz tam dużo innych ciekawych rzeczy, od których chcieli odwrócić Twoją uwagę.

Jeśli coś jest z prawdziwym sokiem malinowym, pewnie ma go z 0,00001%. Kup sobie porcję malin i daj spokój.

W przemysłowych warunkach żeby coś dało się zjeść musi zawierać sól, cukier i tłuszcz. Reszta to substancje smakowe, konserwanty, aromaty i wypełniacze.

Nie zastanawiałeś się nigdy, że kupując truskawki, mają one zazwyczaj za każdym razem nieco inny smak (o ile kupiłeś takie, które w ogóle mają jakiś smak). Lody truskawkowe, podobnie jak sok truskawkowy, mają dziwnym trafem za każdym razem taki sam smak, niezależnie od pory roku i opakowania. Cuda panie 🙂

Jesteś tym co jesz. Jeśli chcesz schudnąć musisz zacząć się szanować.

Kiedy masz zamiar dostarczyć organizmowi jakiś wartości odżywczych jeśli w godzinach posiłków jesz głównie aromaty i wypełniacze ?

Jak uniknąć porażki czyli „10” przykazań szczupłego inaczej

Weekendowe obżarstwo przeszło względnie ulgowo. Wynik na wadze stabilny z tendencją spadkową.

 

Od 20 lat próbuję zrzucić zbędne kilogramy.  Poległem już tyle razy, że mógłbym  napisać o tym książkę: 

„Porażka przychodzi w weekend.” 🙂

 

Porażka …

… życie pełne jest wzlotów i upadków, w przypadku walki z nadwagą zwłaszcza tych drugich. 

Wiedząc jakie błędy sam popełniałem, zanim przejdę do kwestii związanych z modyfikacją diety, chciałbym pokusić się o zebranie swoich przemyśleń z tym związanych.

Absolutnie nie odkryję Ameryki ale czasami pewne rzeczy trzeba usłyszeć/przeczytać jeszcze raz żeby do nas dotarły (a czasami nie wiem ile razy). Część z tego to zwyczajne truizmy ale z ręką na sercu oświadczam, że staram się o nich pamiętać i ich przestrzegać – inaczej już dawno poległ bym jak zawsze.

 

„10” przykazań szczupłego inaczej (kolejność względnie losowa):

  • Wyznacz sobie optymalną dla siebie porę na śniadanie

Jeśli zjesz śniadanie za wcześnie, będziesz miał przed sobą bardzo długi dzień, w którym najprawdopodobniej zjesz więcej niż powinieneś. Jeśli  za późno – zanim się na nie doczekasz zdążysz opróżnić połowę lodówki

  • Śniadanie to Twój najważniejszy posiłek dnia, nie traktuj go po macoszemu

To jest ten moment, w którym możesz się prawie bezkarnie najeść do syta i dzięki temu potem nie szukać co by tu jeszcze zjeść. Dlatego łapanie czegoś w locie przed wyjściem do pracy to bardzo kiepska strategia. Jeśli jesteś w stanie zaplanować śniadanie w domu to fajnie, zjedz je na spokojnie sam albo z bliskimi. Jeśli godzina śniadania wypada Ci w pracy przygotuj je wcześniej w domu i zabierz ze sobą do pracy – powiedz pa pa panu kanapce.

  • Nie jedz i nie podjadaj w trakcie przygotowywania posiłku – zrób sobie śniadanie od początku do końca a potem usiądź i je zjedz na spokojnie.
  • Jeśli jesz śniadanie w większym gronie zdecyduj się co zamierzasz zjeść i nałóż to sobie na talerz. Upewnij się, że to Ci wystarczy a potem zjedz to powoli i na tym zakończ posiłek. Nie jedz więcej niż nałożyłeś sobie na talerz. Jeśli o czymś zapomniałeś możesz zjeść to na drugie śniadanie albo następnego dnia – nie bój się – nikt Ci tego nie zje. (dotyczy to każdego posiłku, nie tylko śniadania)
  • Nie myśl za dużo podczas jedzenia

Jeśli będziesz rozmyślał o różnych rzeczach jedząc, nawet się nie zorientujesz jak Twój posiłek zniknie z talerza a Ty nadal będziesz głodny. Poza tym działa tu odruch Pawłowa – jeżeli dobrze CI się myśli jedząc to dopóki nie skończysz przemyśleń będziesz potrzebował jeść dalej. Skończy się to co najmniej dodatkowa kanapką albo ekstra porcją na talerzu. W skrajnym przypadku żeby coś przemyśleć będziesz musiał sięgnąć po coś do jedzenia. Myśl o tym co jesz i o niczym więcej – niech Twój mózg też się naje. Sam nie wiem ile razy się  nawpychałem, prowadząc w myślach w trakcie jedzenia wojny z Putinem 🙂

  • Jedz tak powoli jak jesteś w stanie.

Tak naprawdę z punktu widzenia smaku nie ma znaczenia czy zjesz szybko 2 kawałki sernika czy jeden powoli – zaczynasz i kończysz jeść w tym samym momencie., smak masz ten sam, tylko zawartość żołądka 2 razy większa. Co więcej delektując się jednym kawałkiem, jest szansa, że po jego zjedzeniu osiągniesz satysfakcję z tego tytułu. Po wchłonięciu w tempie światła 2 kawałków będziesz nieszczęśliwy, że nie ma trzeciego (no chyba, że był gniotowaty). 

  • Nie popijaj posiłków

Większość z nas nie wyobraża sobie zjedzenia śniadania bez kawy czy herbaty ale uwierz mi, że przynajmniej na początku lepszym pomysłem jest zrobienie sobie dobrej herbaty czy kawy godzinę po posiłku (oczywiście niesłodzonej – jeśli słodzisz niech będzie – potraktuj to jako część posiłku).

Dlaczego tak ?

Przede wszystkim możesz dłużej nacieszyć się smakiem tego co zjadłeś.

Poza tym jeśli nie możesz popić musisz to co jesz lepiej przeżuć. Będziesz automatycznie jadł dłużej i najprawdopodobniej zjesz mniej niż gdybyś popijał każdy kęs. 

Pijąc do posiłku rozpychasz tylko dodatkowo żołądek. Kompletnie nie wiem jak to działa ale zazwyczaj gdy już naprawdę nie mogłem nic wcisnąć w siebie wypijałem szklankę czegoś „dobrego” (najlepiej Coca Coli) i mogłem jeść dalej.

Jeśli wypijesz herbatę czy kawę w godzinę po posiłku „przedłużysz” uczucie sytości i łatwiej będzie Ci dotrwać do następnego posiłku.

  • nie kończ posiłku czymś słodkim bo będziesz miał „niedojadka” 

jeśli masz ochotę na coś dobrego zjedz to na początku posiłku. Tak – ja zawsze zaczynam obiad od deseru (jeśli taki przewidziałem). A co jeśli cały posiłek jest na słodko ? Wtedy daj sobie tyle czasu na delektowanie się dobrym smakiem, ile dasz radę nie rzucając się na następną porcję, a potem zrób sobie gorącej, koniecznie gorzkiej herbaty  – jak wytrzymasz godzinę to jesteś gość ale w tym przypadku możesz wcześniej. 

  • Jeśli masz dwudaniowy obiad spróbuj zrobić z niego 2 posiłki. Możesz zjeść zupę jako jeden posiłek a drugie danie 3 godziny później.

W ten sposób często ratuję sytuację jedząc poza domem. Jeżeli spędzam więcej czasu w danym miejscu to pytam się czy mogę zamówić zestaw obiadowy ale zjeść na miejscu zupę a drugie wziąć na wynos albo przyjść na nie za 3 godziny jak mam taka możliwość. Z reguły nie ma z tym problemu. 

  • Staraj się planować dzień i przewidywać wcześniej co, gdzie i o której będziesz jadł

Jeśli czeka Cię ciężki dzień pomyśl o tym wcześniej. Przygotuj sobie zawczasu posiłek gdy wiesz, że nie będziesz miał za bardzo co zjeść w danym miejscu. Jeśli za chwilę zacznie się spotkanie, które może się przedłużyć, zjedz zaplanowany posiłek chwilę wcześniej (przed spotkaniem).  Nie zaczynaj się się zastanawiać nad tym co zjesz gdy przyjdzie pora Twojego posiłku – to jest pora o której masz coś zjeść a nie zacząć się nad tym zastanawiać. 

  • Nie rób zakupów spożywczych gdy jesteś głodny

Nie dość, że kupisz zdecydowanie więcej niż potrzebujesz to jeszcze nawpychasz się po drodze

  • Staraj się nie szukać jedzenia w sklepie spożywczym

Tak wiem, że zabrzmiało to dziwnie ale w sklepie spożywczym nie ma zazwyczaj nic do jedzenia. Są produkty do zrobienia czegoś do jedzenia ale zazwyczaj niż sensownego, co mógłbyś zjeść od ręki w charakterze posiłku. Batonik, drożdżówka, croissant czy nawet bułka z serkiem Danio to naprawdę kiepska opcja na posiłek, po której będziesz za chwile głodny. Czy na pewno wytrzymasz po tym 3 godziny bez jedzenia ? Jeżeli już naprawdę musisz, zastanów się dobrze nad tym co zjesz i spróbuj pójść do sklepu chwilę wcześniej, zanim tak naprawdę przyjdzie pora posiłku i zrobisz się głodny.

  • Rób coś 🙂

Staraj się spędzać czas aktywnie. Gdy siedzisz i nic nie robisz jest duża szansa, że prędzej czy później zaczniesz krążyć wokół jedzenia. Przerwy między posiłkami miną Ci zanim się zorientujesz wtedy, gdy zajmiesz się czymś niezwiązanym z jedzeniem (i nie mam na myśli siedzenia przed telewizorem).

 

Ponieważ nie jestem przesądny tyle na dzisiaj.

c.d.n.

🙂

Reklama :)

To naprawdę działa 🙂

Jeżeli ustabilizujesz to co dzieje się ze skokami cukru i insuliny w Twoim organizmie to waga będzie sama systematycznie dążyła do Twojego optimum. 

Jedyne co Ci pozostanie to nie przeszkadzać i cieszyć się swoim nowym ja 🙂

 

Tak przy okazji – ważyć się czy nie ważyć ?

Nie ma na to złotego środka – to zależy od Twojej odporności psychicznej i świadomości tego co robisz.

Bo prawda jest taka, że spalanie tłuszczu wpływa na dzienne skoki Twojej wagi stosunkowo w najmniejszym stopniu – po prostu tłuszcz jest lekki.

Jeżeli waga spadła Ci jednorazowo  jakoś bardzo spektakularnie to najprawdopodobniej odwodniłeś się danego dnia albo zaliczyłeś udaną sesję w WC.  Następnego dnia jest duże prawdopodobieństwo, że na wadze odnotujesz wzrost i jeśli nie jesteś na to przygotowany i zepsuje Ci to humor lepiej nie waż się zbyt często.

Po dłuższym wysiłku waga też potrafi pójść w górę a nie w dół – tłumaczę to sobie przyrostem masy mięśniowej (w końcu mięśnie są cięższe niż tłuszcz) i nie przejmuje się tym nigdy zbytnio.

Do tego dochodzą skoki wagi pomiędzy wagą mierzoną wieczorem i rano – zazwyczaj może to być nawet do 2 kg.

Wszystko to sprawia, że z jednostkowego odczytu wagi trudno wyciągnąć jakieś daleko idące wnioski – trzeba analizować ją jednak w dłuższym okresie.

Zauważ, że jeśli zakładasz że chciałbyś zrzucić przykładowo 4 kg miesięcznie, Twoja waga teoretycznie powinna spadać o ok 100 gram dziennie – nie do wychwycenia w skali jednego czy nawet kilku dni.

Więc jeśli pełen nadziei biegniesz za każdym razem do wagi i łapiesz doła gdy nie zobaczysz na wadze, że zgubiłeś kolejny upragniony kilogram, faktycznie nie waż się zbyt często – dużo ludzi potrafi się w ten sposób zniechęcić i odpuścić sobie.

Ja staram się wchodzić na wagę 2 razy dziennie: rano przed śniadaniem i wieczorem przed snem. Nauczyłem się nie reagować zbyt emocjonalnie na wyniki 🙂 

Żeby móc na to spojrzeć w skali tygodnia czy miesiąca kupiłem wagę z bluetoothem i raz na jakiś czas odpalam aplikację w telefonie, która importuje pomiary z wagi – mogę sobie na spokojnie popatrzeć co dzieje się z moją wagą w dowolnym okresie a nie muszę tego sam nigdzie ręcznie zapisywać. 

Bardzo wygodne rozwiązanie – polecam 🙂

Przerwa na reklamę …

Eksperymenty z wagą przeszły jakby ulgowo ale trochę się rozpędziłem – pora z tym skończyć. 

Od 2 miesięcy utrzymuję wagę na względnie stałym poziomie. Zmieniłem trochę sposób żywienia, przez co zatrzymałem dalszy spadek wagi, dając odetchnąć swojemu organizmowi – nie oszukujmy się – zrzucenie 60 kg w 6 miesięcy brzmi może i wow ale organizm musi się po tym jakoś pozbierać. Przy wadze na poziomie 110 kg dalszy sprint w dół byłby głupotą.

Dziś pozwalam sobie na wiele rzeczy, na które normalnie mogą sobie pozwolić zwyczajni ludzie, których problem otyłości nie dotyczy, chociaż niezmiennie jednak przestrzegam zasad, które sam sobie wyznaczyłem.

Z nadmiernym pozwalaniem sobie na różne rzeczy po zrzuceniu dużej liczby kilogramów jest jak z sięganiem po alkohol przez alkoholika po odwyku … no nie jest to do końca bezpieczne oględnie rzecz ujmując. 

Powiedziałbym, że jest to wręcz proszeniem się o kłopoty …

Gdybym zaczął od różnego rodzaju wyjątków te pare miesięcy temu, najprawdopodobniej skończyło by się to jak zawsze. Nie można zaczynać od szukania furtek i wybiegów jak by to ominąć i długa na kebaba pomiędzy posiłkami.

Zawierasz umowę sam ze sobą i albo ją dotrzymujesz albo miej pretensje tylko do siebie. 

Więc tak – jeśli masz naprawdę dużą nadwagę – mówiąc wprost jesteś otyły – nie masz wyboru – musisz wykazać się konsekwencją w działaniu, dokładnie tak jak robiłeś to budując swoją masę tłuszczową. Bo jeśli jesteś otyły to w pewnych działaniach musiałeś wykazać się uporem godnym podziwu – nikt nie robi się gruby z dnia na dzień.

Wróćmy do sedna. Przepraszam Was za poniedziałkowy wpis. Widzę go jakoś tak:

Ogólnie po weekendzie jakoś nie mogę sie pozbierać i strasznie ciężko mi się pisze, co niestety da się zauwazyć. Myślę, że to dlatego, że kompletnie bez sensu założyłem, że musze coś napisać,  zamieniając w ten sposób przyjemność w pewnego rodzaju obowiązek. To chyba nie tak miało być …

Dlatego zrobię sobie małą przerwę – do czasu gdy nie wróci mi frajda z pisania. 

Wcześniej jednak chciałbym odpowiedzieć na pytanie:

Co tak naprawdę zrobiłem żeby pozbyć się zbędnych kilogramów ?

KROK 1:

Zgodnie z tym, o czym zacząłem pisać w poniedziałek, uporządkowałem posiłki, przestrzegając rygorystycznie przerw między nimi i starając się przestrzegać wyznaczonych sobie godzin posiłków.

Nie jest to wcale takie łatwe, jest wiele sytuacji w których ciężko będzie nie polec. Postaram się do tego wrócić i podzielić się z Wami swoimi doświadczeniami w tym temacie.

Prawda jest jednak taka, że każdy musi sobie wypracować swoje własne techniki, odpowiednie dla swoich zwyczajów, rytmu dnia, rodzaju pracy, sposobu spędzania wolnego czasu i nie wiem czego jeszcze.

Zajmie Wam to trochę czasu a najważniejsze jest to żeby się nie zrażać ew. chwilowymi niepowodzeniami.  

KROK 2:

Stopniowo ograniczyłem w swojej diecie a częściowo wyeliminowałem produkty, które rozwalają naszą gospodarkę węglowodanową, uniemożliwiając nam poradzenie sobie z problemem otyłości.

Najchętniej napisałbym powyższe zdanie DUŻYMI LITERAMI i grubą czcionką. To jest drugi filar sukcesu, daleko wykraczający poza stereotypowe działania typu niejedzenie pieczywa (które to nota bene jem jak najbardziej – nie wyobrażam sobie dnia bez pieczywa).

Poświęcę temu z pewnością kiedyś sporo czasu.

Bez zrozumienia, że największym problemem wcale nie są kalorie, nie schudniesz. 

W każdym razie chcę żebyś wiedział, że nie głodziłem się, nie liczyłem też  jakoś szczególnie kalorii – po prostu zacząłem w bardzo łagodny sposób korygować swoje menu w ramach posiłków, które sobie zaplanowałem, w doborze pokarmów kierując się w dużej mierze obserwacją własnego organizmu – jeżeli po czymś co zjesz czujesz się źle czy ociężale albo jesteś głodny jak wilk po godzinie i lecisz do lodówki to po jaką cholerę sięgasz po to z powrotem ? Chore, no nie ?

KROK 3:

W miarę zrzucania kolejnych kilogramów sam z siebie zacząłem się więcej ruszać. Stopniowo ograniczyłem samochód, przypomniałem sobie do czego służy komunikacja miejska, chodziłem na długie spacery z psami. 

Nie stosowałem żadnych rygorystycznych ćwiczeń, nie chodziłem na siłownię, nie biegałem … ale też nie siedziałem całymi dniami przed telewizorem czy z tabletem/smartfonem w ręku.

 

To wszystko. Tylko tyle i aż tyle. 

 

Zgodnie z tym, o czym napisałem na samym początku, wszystko to co zrobicie, każdą zmianę w Waszym sposobie funkcjonowania, musicie wprowadzać z pełnym przeświadczeniem, że robicie to do końca życia.

Żadne zmiany wprowadzone na tydzień czy miesiąc nie mają kompletnie sensu, jeśli chcecie osiągnąć trwały efekt i tak naprawdę rozwiązać swój problem – pożegnać się z otyłością.

Planując zmiany musicie to koniecznie wziąć pod uwagę.

To jak – znudziło się być grubym ?

Pierwszy krok na poważnie.

Weekend za nami. Lane Brackie bardzo polecam. Świeżego bobu chyba nie muszę. Nie zdążyłem się dzisiaj rano zważyć ale po weekendowym festiwalu placków ziemniaczanych stawiam na wynik w okolicy 112 kg. Jutro to sprawdzę.

Zauważyłem, że poniedziałek zazwyczaj udziela mi się w postaci spadku poczucia humoru i braku weny twórczej. Nie sądzę żebym był w tym osamotniony więc mam nadzieję, że mi wybaczycie gdybym za bardzo przynudzał.

Chciałem rozpocząć od tego, od czego sam tak naprawdę zacząłem ale z doświadczenia wiem, że nikt by tego raczej nie przyjął do siebie.

Tak mamy, że pewnych rzeczy słuchamy jak bajki o żelaznym wilku, dopóki sami nie dojdziemy czasami do dokładnie takich samych wniosków. 

Wróćmy więc do wniosków z czwartkowego wpisu

Wniosek nr 2: Nie spalisz ani grama zbędnego tłuszczu jeśli masz podwyższony poziom insuliny.

Czyli kiedy ?

W normalnych warunkach tak na logikę, wtedy gdy coś zjesz.

Nie oznacza to oczywiście, że masz nie jeść ale fajnie by było w takim razie, gdybyś jednak robił jakieś przerwy w jedzeniu.

Konkretnie przerwy o długości przynajmniej 3 godzin (jeśli właśnie się oburzyłeś, że przecież je robisz) – w przeciwnym razie poziom insuliny może w ogóle nie zdążyć się obniżyć.

W praktyce oznacza to, że rano, zanim zdążysz coś wziąć do ust, masz zjeść pełne śniadanie, po którym nie będzie wolno Ci zjeść absolutnie niczego przez 3 godziny, wyłączając z tego wodę, ew. niesłodzoną herbatę czy kawę (bez mleka czy śmietanki).

Potem drugie śniadanie, znowu przerwa i tak dalej do kolacji …

Ile w sumie masz zjeść posiłków ?

To zależy od Ciebie. Jeżeli wstajesz wcześnie rano optymalnie byłoby 5. Jeżeli zaczynasz dzień później, powinny wystarczyć 4 – jak w moim przypadku. 

Dlaczego 3 godziny a nie 2 czy 5 ?

To zależy od kilku czynników – na tym etapie załóżmy, że po 2 godzinach od zjedzenia przeciętnego posiłku, powinien spaść poziom insuliny, pozwalając wykazać się glukagonowi. Dajmy mu więc godzinę na wykazanie się, czyli zacznijmy od 2+1 = 3 godzin przerwy pomiędzy posiłkami 🙂

Robienie krótszych przerw uniemożliwi Ci spalanie własnego tłuszczu.  Robiąc dłuższe przerwy ryzykujesz, że przegłodzisz się na tyle, że przy kolejnym posiłku nawpychasz się na maksa a nie o to nam chodzi. Gdzieś tam mimo wszystko zostaje w tle bilans energetyczny.

Podstawowa zasada – nie możesz chodzić głodny. Dlatego posiłek musisz zjeść taki żeby się najeść. 

Na początku nie zmieniaj zbyt wiele  jedz to co jadłeś, w takich ilościach jak jadłeś. Nie zaczynaj od zwykłego ograniczenia ilości jedzenia bo jedynie spowolnisz swój metabolizm.

A co jeżeli minęły 3 godziny i nie jesteś głodny lub nie masz czasu żeby zjeść ?

Sorry Winnetou … nie ma to znaczenia jeśli chcesz naprawdę zrobić ze sobą porządek – mijają 3 godziny i żeby nie wiem co musisz zjeść kolejny posiłek, nawet gdybyś miał usiąść na chodniku na środku Marszałkowskiej (może przy okazji coś uzbierasz ?).

Łatwo powiedzieć … 

Nie ma lekko – jeżeli czujesz, że samo z siebie to tak nie wyjdzie musisz się do tego trochę przygotować.

Po pierwsze zaplanuj sobie godziny posiłków zgodne z Twoim dobowym rytmem pracy i zajęć (jeśli oczywiście taki masz). 

Jak to zrobić ?

Przemyśl, o której zazwyczaj jesz śniadanie i o której przeciętnie kładziesz się spać. Ostatni posiłek najlepiej jest zjeść nie później niż 3 godziny przed pójściem spać więc będziesz miał jasność ile masz czasu do podziału i ile posiłków dziennie Ci z tego wyjdzie.

Przykład:

Jesz śniadanie w domu o 7:00 rano przed wyjściem do pracy a kładziesz się spać w okolicy 23:00-24:00. Teoretycznie kolację możesz więc zjeść koło 20:00. Masz do zagospodarowania 13 godzin pomiędzy śniadaniem a kolacją. Dzieląc to na 3 godzinne przerwy wychodzi trochę ponad 4 (trzeba je będzie delikatnie wydłużyć żeby wszystko grało).  Oznacza to, że powinieneś zjeść 5 posiłków.

Podzielmy to mniej więcej tak:

  • pierwsze śniadanie – godzina 7:00
  • drugie śniadanie – godzina 10:00
  • lunch – godzina 13:30
  • obiad – godzina 16:30
  • kolacja – 20:00

Oczywiście mógłbyś podzielić to na równe odcinki po 3 godziny (7:00, 10:00, 13:00, 16:00, 19:00) ale jedząc kolację o 19:00 jest duża szansa, że przed północą zrobiłbyś pobudkę krasnoludkowi gaszącemu światło w lodówce (a przy okazji reszcie rodziny).

Z resztą nie wszystkie „równe” godziny, które ładnie wyglądają na papierze, dadzą się w praktyce zrealizować. Wychodząc z pracy o 16:00 zaplanuj obiad w domu o takiej godzinie żebyś nie musiał się do niego teleportować.  

Jeśli w pracy masz przerwę na lunch albo regularne spotkania o pewnych godzinach uwzględnij to w swoim planie posiłków.

Jeśli dobrze to zaplanujesz masz szanse … inaczej polegniesz jak zawsze.

Jeżeli wychodzi Ci z podziału więcej niż 3 godziny na pojedynczą przerwę zaplanuj sobie, które posiłki będą zazwyczaj trochę większe, a które delikatniejsze i dostosuj do nich długości przerw.

Co prawda miałeś na początku nie zmieniać ilości tego co jesz ale jeśli oglądałeś Super Size Me to wiesz, że spożywając na każdy posiłek Big Mac Menu powiększony, nawet zachowując przerwy między posiłkami, raczej nie masz co liczyć na zrzucenie zbędnych kilogramów. 

Zatem chodzenie głodnym nie ale wpychanie w opór przy okazji każdego posiłku tez nie. Pójdźmy na kompromis.

Jeśli rano możesz zjeść duże śniadanie (niektórzy mają z tym problem) zrób to, potem zrób 3 godzinną (lub trochę dłuższą jeśli tak Ci wychodzi z wyliczeń) przerwę. Wtedy drugie śniadanie zjedz nieco lżejsze i zostaw po nim równo 3 godziny przerwy.

Możesz zrobić odwrotnie – lekkie śniadanie w domu a konkretniejsze drugie śniadanie po 3 godzinach w pracy (czy gdziekolwiek).

I tak dalej – zastanów się które posiłki będzie Ci łatwiej jeść trochę większe – jeśli po powrocie z pracy do domu jesz zazwyczaj obiad to pewnie będzie to konkretny posiłek – po nim po prostu zjedz w miarę lekką kolację (możesz w tym przypadku zrobić spokojnie 3,5 godziny przerwy).

Jak wygląda to konkretnie u mnie ?

  • Solidne śniadanie – 9:00
  • Lekki drugi posiłek – 12:30
  • Obiad (pełne drugie danie) – 15:30
  • Lekka kolacja – 19:00 

i tyle ….

Czyli jeszcze raz:

Po każdym posiłku robisz minimum 3 godziny przerwy w jedzeniu.

Przerwy – to znaczy żadnych paluszków, winogron, śliwek, słodzonej herbaty czy kawy (zwłaszcza ze śmietanką czy z mlekiem), cukierków, orzeszków, chipsów, ciastek, czekoladek, batoników, czy innych przekąsek  – nawet super zdrowych i dietetycznych.

Pamiętaj, że to dotyczy także soków i napojów (w tym napojów i soków light).

Chcesz wypić puszke coli ? Zrób to w trakcie posiłku a nie pomiędzy posiłkami.

Masz na cokolwiek ochotę zjedz lub wypij to w ramach posiłku o tej godzinie, o której go sobie zaplanowałeś.

Zanim sięgniesz po małe co-nieco pamiętaj, że to wcale nie chodzi o liczbę kalorii. 

Jedno małe winogronko, skubnięte odruchowo z biurka koleżanki, nie zmieni Twojego dziennego bilansu energetycznego ale spowoduje dodatkowy wyrzut insuliny – wiesz co właśnie chce Ci powiedzieć Twój glukagon ? 

Wniosek nr 3: Im częściej będziesz sięgał po przekąski, tym trudniej będzie Ci zrzucić zbędne kilogramy, niezaleznie od tego ile kalorii dziennie będziesz spożywać i jak dietetyczne by te przekąski nie były.

Brzmi to jak truizm ale na codzień sięgamy jednak odruchowo po różne drobne przekąski,  zakładając że przecież takie małe „nic” w końcu nic nie zmieni – owszem zmieni.

Czujesz, że cos byś jednak zjadł, nie masz co zrobić z rękoma ? Napij się dobrej herbaty 🙂 To pomaga.

 

Nie wiem czy zwróciłeś na to uwagę ale właśnie zacząłeś stabilizować zmiany poziomu cukru we krwi. 

Czy masz z tym problem, czy nie, utrzymanie w sensownym zakresie skoków poziomu cukru i insuliny we krwi to Twoja główna droga do bycia szczupłym.  Szczupły człowiek robi to zazwyczaj sam z siebie, bez zastanawiania sie nad tym. My musimy sie tego po prostu nauczyć.

Uporządkowanie tego co jemy w trakcie dnia to Twój pierwszy krok do celu.  Aby osiągnąc efekt wow będziesz się jednak musiał bardziej przyłożyć – na szczęście nadal nie oznacza to nie wiem jakich wyrzeczeń 🙂

Na tym etapie Twoim największym wyrzeczeniem będzie rezygnacja ze słodzenia kawy czy herbaty, oczywiście jesli to robisz a chcesz je pić pomiędzy posiłkami. 

Przede wszystkim musisz jednak pamiętać żeby jeść wtedy, gdy przychodzi Twoja pora posiłku, niezaleznie od tego czy będziesz głodny.  

 

Insulina i glukagon.

Wczoraj miałem wielką ochotę napić się dobrego, lanego piwa i zjeść wreszcie bób, który od weekendu czeka grzecznie w lodówce. Przez te „eksperymenty” ze schabowym zostawiłem sobie tę przyjemność na dzisiejszy wieczór – głupio by było zniekształcić wynik.

.

Schabowy nie wrócił. Wynik nie jest już tak mocno spektakularny ale 0,3 kg dziennie to nadal bardzo dużo – daje to średnio 9 kg w miesiąc gdyby to utrzymać. Na tym etapie nie jest to już moim celem więc piwo i bób doczekają się happy endu dzisiejszego wieczoru 🙂

Żeby nie było, że się wczoraj głodziłem. Wczorajszy obiad wyglądał dla odmiany tak (może nie był jakoś szczególnie urodziwy ale mi smakował no i również nie był z gatunku ascetycznych):

Wybaczcie – postaram się dalej oszczędzić Wam zdjęć swoich posiłków. Chodziło mi tylko o to żeby zilustrować, że naprawdę nie trzeba się głodzić żeby coś z tego wyszło 🙂

Wracamy do tematu …

O co więc w końcu chodzi z tym glukagonem i insuliną 🙂 ?

Wyobraź sobie, że jesteś głodny (tylko niezbyt realistycznie, żeby nie było, że przeze mnie lecisz do lodówki).

Po zjedzeniu czegokolwiek, co nie będzie wodą, niesłodzona kawą czy herbatą, w Twojej krwi rośnie poziom cukru. Po przekroczeniu pewnego poziomu organizm reaguje wyrzutem insuliny, która ma za zadanie opanować sytuację i obniżyć poziom cukru we krwi do bezpiecznego poziomu. Gdyby z jakiegoś powodu jej się to nie udało grozi to hiperglikemią. Ale zazwyczaj jej się to udaje i to aż nadto – Twój organizm dla bezpieczeństwa wyrzuca więcej insuliny niż tak naprawdę potrzebujemy – tak na wszelki wypadek. W konsekwencji stosunkowo szybko spada poziom cukru we krwi  i …

… jesteś znowu głodny. Co gorsza zazwyczaj bardziej głodny niż byłeś chwilę wcześniej -zwykle zaczynasz szukać czegoś słodkiego. Błędne koło.

Tempo wzrostu i spadku poziomu cukru we krwi regulujemy węglowodanami, które spożywamy.  Jak zwykle w mega uproszczeniu jeśli jemy węglowodany o niskim indeksie glikemicznym (IG) to poziom cukru rośnie powoli i powoli tez opada (jesteśmy długo najedzeni), węglowodany o wysokim IG powodują, że poziom cukru rośnie szybko i równie szybko opada, sprawiając, że znowu jesteśmy głodni .  Taka oczywista oczywistość .

Ważne jest na tym etapie to, co dzieje się z cukrem, który za sprawą insuliny jest usuwany z krwiobiegu.  Jeśli przed posiłkiem wysilałeś się chociaż trochę, Twoje mięśnie zapewne zgłosiły zapotrzebowanie na dodatkową energię i nadmiar cukru zostanie skierowany do nich, żeby uzupełnić zapas glikogenu. A co jeżeli leżałeś w najlepsze na kanapie przed telewizorem ? Skoro nie będzie chętnych, insulina będzie musiała poutykać gdzieś ten cukier po kątach – zrobi to w postaci znanej Ci tkanki tłuszczowej.

Wniosek nr 1: Jeśli masz ochotę się poruszać, posiłek zjedz po wysiłku a nie przed.

Całkiem intuicyjnie ciężko będzie Ci się ruszać jak się nawpychasz.

Tu jednak ważna uwaga – intensywny ruch (podobnie jak alkohol) powoduje obniżenie poziomu cukru we krwi – robienie tego zupełnie na pusty żołądek jest kiepskim pomysłem (grozi hipoglikemią) – jeśli chcesz pić lub trenować najlepiej zrób to w 1-2 godziny po jakimś lekkim posiłku (czas zależy od tego jak lekkim). Jeśli chcesz naprawdę dużo pić pewnie nie ma to większego znaczenia – i tak będziesz się zastanawiał skąd ta marchewka.

Ok, a co z glukagonem ?

Glukagon działa zupełnie odwrotnie do insuliny – podwyższa poziom cukru we krwi. Wkracza do akcji gdy poziom cukru we krwi spada poniżej pewnego minimum. Aby go podnieść do bezpiecznego dla nas poziomu wątroba wykorzystuje zgromadzone wcześniej zapasy w postaci między innymi tkanki tłuszczowej – niestety świnia spala zazwyczaj nie to, na czym Ci zależy.

Dla uproszczenia pominąłem w tym wszystkim glikogen – jeśli nie pakujesz i nie uprawiasz sportów wyczynowo załóżmy, że dobry glukagon służy do spalania Twojej tkanki tłuszczowej (chociaż jak się domyślasz możesz spalić dużo więcej, od glikogenu zaczynając na mięśniach kończąc).

Największy problem polega na tym, że insulina blokuje wydzielanie glukagonu.

Oznacza to, że jeśli zjadłeś coś, lub z innego powodu masz podwyższony poziom insuliny, spada stężenie glukagonu we krwi. Mniej więcej wygląda to tak:

Źródło: biologhelp.com/matura/matura-maj-2013-poziom-podstawowy-stary/zadanie-18

 

A skoro to glukagon odpowiada za spalanie Twojego tłuszczu …

Wniosek nr 2: Nie spalisz ani grama zbędnego tłuszczu jeśli masz podwyższony poziom insuliny.

Jak widzisz wszystko sprowadza się do tego, żeby w ciągu doby starać się dawać systematycznie wolne insulinie, tak by dobry glukagon zrobił to, czego od niego oczekujemy.

Proste, no nie ?

Tyle pseudo teorii na dzisiaj – pora zastanowić się jak to zrobić w praktyce 🙂

Postaram się przypomnieć sobie w weekend od czego tak naprawdę zacząłem i wrócę do Was na początku przyszłego tygodnia.

Miłego weekendu – nie objadajcie się za bardzo  🙂

Burza hormonów …

Zanim doszedłem do wniosku, że próbowałem już chyba wszystkiego i nic, moja wiedza na temat hormonów była mizerna – wiedziałem, że są i że dotyczą głównie kobiet, które zasłaniają się nimi przy każdej okazji – od porannej awantury do nocnego opróżniania zawartości lodówki.

Biologia i chemia nigdy nie były moimi ulubionymi przedmiotami. W szkole średniej miałem chemiczkę starą, że mózg się marszczy, która dla zachęty za aktywność na lekcji stawiała krzyże – po uzbieraniu ich odpowiedniej liczby teoretycznie wstawiała ocenę 5 do dziennika. Teoretycznie, ponieważ żeby otrzymać ocenę 5 trzeba było uzbierać tyle krzyży, ile lat minęło od końca drugiej wojny światowej, czyli wtedy ok. 50 🙂 Trzeba by się chyba uwiesić tablicy żeby tyle zdobyć. W ten sposób zamiast zgłębiać arkana chemii oddawaliśmy się grze w brydża i innym ciekawym zajęciom.

20 lat później wiele się w tej kwestii nie zmieniło, no może poza tym, że jakoś tak wyszło, że nie bardzo mam 4-kę do brydża więc jakby ktoś coś to ja chętnie 🙂

Na szczęście nie trzeba być endokrynologiem żeby zrozumieć jak to działa. Kluczem do wszystkiego są w bardzo dużym uproszeniu dwa hormony: insulina i glukagon.

Insulinę znamy wszyscy, chociaż z reguły kojarzymy ją raczej z chorymi na cukrzycę. Z tego też powodu zazwyczaj nie zawracamy sobie nią przesadnie głowy. Przeciętny człowiek nie ma takiej potrzeby. My jesteśmy jednak ponadprzeciętni, więc jeśli masz ochotę to zmienić pora pochylić się trochę nad tematem 🙂

Glukagon – niech będzie, że wykażę się ignorancją ale o tym, że jest dowiedziałem się jakieś 50 kg temu. Glukagon jest jednym z tych super bohaterów od czarnej roboty, o którym dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy z jakiś powodów nawala z robotą. Przy czym powiedzmy sobie szczerze – biedak jest bez szans w starciu z nami. Jeśli mu nie pomożesz nie licz na bezstresowe zrzucenie swojej nadwagi.

Dlaczego to w ogóle powinno Cię interesować ? W końcu jeśli będziesz jadł mniej, liczył kalorie, ograniczysz tłuszcz w diecie, zwiększysz ilość ruchu to przecież i tak schudniesz, więc po co to wszystko ?

Cóż … ja nie schudłem.

Liczyłem kalorie, używałem produktów „light”, stosowałem catering dietetyczny, chodziłem na siłownię (pozdrawiam p. Kasię – przeuroczą trenerkę, która włożyła mnóstwo wysiłku w to, żeby mnie zresocjalizować – pamiętam jej przerażenie w oczach na pierwszych treningach – padnę jej na zawał czy nie padnę – jest szansa, że jej koledzy robili zakłady w tej kwestii)

… i wiesz co ? … nic. Jedno wielkie nic. Aż do czasu gdy zadałem sobie trochę trudu żeby ustalić tak właściwie dlaczego tak się dzieje.

Dziś rano wszedłem na wagę – wynik 110,0 kg. Wczoraj rano było 110,9 kg – prawie kilogram różnicy. Bardzo dużo jak na 1 dzień – głównie dlatego, że w ostatni weekend strasznie się obżerałem i pewnie teraz to schodzi. Co takiego zrobiłem zatem wczoraj, żeby zbić ten kilogram ? Nic szczególnego. Jak większość zjadłem śniadanie, drugie śniadanie, obiad, kolację … Nie ćwiczyłem, do pracy pojechałem motocyklem (zazwyczaj robię sobie mały spacer) …

Obiad dla przykładu wyglądał tak:W sumie trudno nazwać go wyrzeczeniem. Chyba, że jesteś wegetarianinem.

Skoro więc można pozbyć się zbędnych kilogramów, nie odmawiając sobie wszystkiego, może warto się temu jednak przyjrzeć trochę uważniej ?

Ok, jutro rano sprawdzę na wadze czy schabowy nie wróci do mnie rykoszetem z jednodniowym opóźnieniem i spróbuję do końca opisać o co chodzi z tym glukagonem i insuliną, jeżeli do tej pory sam tego nie wygooglujesz 🙂

Gdzie szukać winnych ?

Jak tam minął weekend ? Nie wiem czy zauważyliście, że zaczął się sezon na świeże orzechy laskowe 🙂 Zeżarłem w weekend kilogram … kilogram bobu w lodówce czeka grzecznie na swoja kolejkę 🙂

Tak, świat jest pełen pokus i zanim zaczniesz coś robić warto byłoby zastanowić się nad tym, z czym tak naprawdę przyjdzie Ci się zmierzyć.

Dzisiaj będzie poważnie 🙂

Skoro tu jesteś, zakładam, że próbowałeś już nie raz pozbyć się zbędnych kilogramów. Za każdym razem coś jednak musiało pójść nie tak.

Przez ostatnie 20 lat próbowałem naprawdę wiele razy, za każdym razem starając się wyciągnąć wnioski z dotychczasowych porażek. Ile razy bym jednak nie próbował, czego bym nie zmienił, gdzieś na końcu psychika doprowadzała stopniowo do osłabienia determinacji i w konsekwencji porzucenia obranej ścieżki. Nie raz udało mi się zrzucić ok 30 kg w okresie kilku miesięcy, potem jednak zawsze następował kryzys i stopniowy powrót do normalnej, czyli nienormalnej wagi.

Tak, to jest naprawdę głęboka recydywa … w którymś momencie zaczynasz się zastanawiać czy to naprawdę ma sens i czy jesteś jeszcze w takim wieku, w którym Twój organizm w ogóle może pozbyć się tego, co tak skrupulatnie nagromadziłeś przez lata.

Dobra wiadomość – może 🙂 … oczywiście jeżeli Twój problem nie ma podłoża natury zdrowotnej (wiem powtarzam się ale to naprawdę bardzo ważne)

Pewnie zauważyłeś, że są wokół Ciebie ludzie którzy potrafią zjeść naprawdę dużo i są szczupli. Patrzysz na miskę rukoli z pomidorkami koktailowymi, którą przygotowałeś sobie na drugie śniadanie i myślisz – to niesprawiedliwe. Problem w tym, że nie do końca chodzi tu o to ile jesz ale co i w jaki sposób to robisz 🙂 Oczywiście jak zawsze wszystko w granicach zdrowego rozsądku.

W ciągu 2 dni zjadłem tabliczkę gorzkiej czekolady 80% – wynik na wadze: -0,5 kg. Z czasem dojdziesz do tego, że wolno Ci dużo więcej niż Ci się wydaje pod warunkiem, że zrobisz to z głową. Nie zachęcam Cię oczywiście do zajadania się tabliczkami czekolady (nawet gorzkiej) ale z drugiej strony przerzucenie się na samą sałatę też nie musi być wcale takim skutecznym rozwiązaniem, jakby się to na pierwszy rzut oka wydawało. Wbrew pozorom wcale nie jesteś skazany na ekstremalne wyrzeczenia do końca życia 🙂

Ok, więc dlaczego tyjesz albo dlaczego tak trudno jest Ci zrzucić zbędne kilogramy ?

W bardzo dużym uproszczeniu odpowiada za to gospodarka węglowodanowa w Twoim organizmie. Tak wiem – nie odkryłem Ameryki … brzmi to jak truizm, ale czy naprawdę zastanawiałeś się co dokładnie z tego dla Ciebie wynika ?

I teraz jeszcze jedna ale bardzo ważna dygresja, zanim zostanę wypunktowanyten blog nie jest opracowaniem naukowym. Do większości zagadnień z dotyczących reakcji biochemicznych zachodzących w komórkach naszego organizmu mam zamiar odnieść się z premedytacją na poziomie „świat w oczach dziecka”. Niestety bez wyobrażenia sobie i zrozumienia pewnych mechanizmów trudno Ci będzie zamienić tę nierówna walkę o zrzucenie zbędnych kilogramów w całkiem przyjemny proces, którego skutkiem ubocznym (a nie głównym celem) będzie utrata wagi. Chciałbym jednak abyś miał cały czas na uwadze, że wszystko to co napiszę oparte jest tylko i wyłącznie na własnych doświadczeniach, uzupełnionych absolutnym minimum wiedzy, która to nie zawsze musi mieć 100% pokrycie w opracowaniach naukowych 🙂

W końcu po to tu jesteś – żeby dowiedzieć się jak można było zrzucić 60 kg w 6 miesięcy bez operacji, bez głodzenia się, bez katowania się na siłowni czy nie wiem bez czego tam jeszcze 🙂

Ok, więc umawiamy się, że nie będziemy się czepiali szczegółów – internet jest pełen mniej lub bardziej naukowych opracowań, do których zgłębienia zachęcam wszystkich zainteresowanych.

Wracamy do naszych węglowodanów 🙂

Jak wiesz to co jemy składa się w dużym uproszczeniu z białka, węglowodanów i tłuszczów (oczywiście oprócz wody i sterty chemii).

Białko pełni rolę głównie budulcową. Jest ważne jak wszystko ale jeśli rośniesz już tylko wszerz i nie pakujesz na siłowni, nie musisz się nim aż tak przejmować.

Tłuszcze dzielimy w dużym uproszczeniu na „złe” i „dobre” – są źródłem energii – odgrywa też bardzo ważną rolę w procesie przyswajania części witamin oraz dba o nasz układ krążenia (rzecz jasna te „dobre”). Najważniejsze dla nas jest to, że tłuszcze same z siebie (nadal mam na myśli te „dobre”) nie odkładają się wu naszym organizmie – nie jest tak, że jesteś tłusty bo jesz tłusto. Ponadto tłuszcze będą naszym wielkim sprzymierzeńcem – pozwolą nam najeść się do syta i utrzymać ten efekt przez długi czas – czas niezbędny dla organizmu żeby paradoksalnie pozbyć się naszego własnego, niezbyt lubianego i zdecydowanie niezdrowego nadmiaru tłuszczu.

Węglowodanyrównież źródłem energii oraz, co dla nas najważniejsze, regulują metabolizm tłuszczów. Gdy metabolizm tłuszczów jest zbyt wolny jak doskonale wiesz nic Ci nie wyjdzie z odchudzania.

Węglowodany też możemy umownie podzielić na „dobre” i „złe” kierując się wartością tzw. indeksu glikemicznego (IG). Ale o tym trochę później …

Ok – więc ile byś nie obejrzał w TV reklam o potrzebie ograniczenia tłuszczów w diecie, intuicyjnie wiesz, że problemu trzeba poszukać raczej bliżej węglowodanów. Tak naprawdę gdyby nie to, że wątroba by to bardzo szybko oprotestowała, na diecie wysoko tłuszczowej można jak najbardziej schudnąć. Ale tak jak napisałem wcześniej – wszystkie diety z założenia odpadają więc nie zawracajmy sobie tym teraz głowy.

No dobrze to przejdźmy do najważniejszej kwestii – kiedy w normalnych warunkach przybieramy na wadze a kiedy ją tracimy ?

No niby proste – jak dużo jesz i się nie ruszasz tyjesz – jak odwrotnie to odwrotnie 🙂 Problem w tym, że to nie zawsze działa tak do końca. Ile razy po intensywnym ruchu wszedłeś z nadzieją na wagę a tu przykra niespodzianka ?

Aby to zrozumieć warto chociaż trochę wyobrazić sobie jak funkcjonuje nasz organizm w ciągu dnia. Pora  na zawarcie bliższej znajomości z parą, odpowiedzialną w dużej mierze za to całe zamieszanie. Porozmawiajmy trochę o hormonach 🙂

Pierwszy krok – jak nie popełnić błędów innych ?

Ok, wiesz, że chcesz to zrobić  tylko od czego by tu zacząć ?

Po pierwsze nie musisz się spieszyć – masz na to czas do końca życia, więc nie działaj pochopnie.

Najgorsze co możesz zrobić to wyznaczyć sobie jakiś termin, typu muszę schudnąć do wakacji albo do ślubu, żeby się wbić w sukienkę czy garnitur sprzed 2 lat. Ok – ma to jakiś sens jeśli przybyło Ci 2-3 kg i potrzebujesz się ich pozbyć na chwilę ale to oznacza, że ten blog nie jest dla Ciebie 🙂

Nie jest dla Ciebie więc dla kogo ?

   Ten blog skierowany jest do zatwardziałych recydywistów, którzy dorobili się (z przyczyn poza medycznych) BMI na kosmicznym poziomie i próbują od dłuższego czasu bezskutecznie coś z tym zrobić. 

Ja startowałem od BMI na poziomie 50.

Jeżeli masz parę kilo nadwagi to najprawdopodobniej wystarczy Ci trochę więcej ruchu, być może będziesz musiał zrezygnować z rytualnej szarlotki czy brownie do kawy albo po prostu pić ją bez cukru.

Załóżmy jednak, że wyglądasz albo czujesz się jakbyś wyglądał  mniej więcej tak:

Głupio tak leżeć na plaży i zastanawiać się czy aktywiści z Greenpeace nie wrzucą Cię z powrotem do morza. Co byś o tym nie myślał wypadałoby coś z tym zrobić …

 

 W tym miejscu chciałbym przeprosić wszystkie Panie za używanie rodzaju męskiego ale używanie w każdym zdaniu formy podwójnej byłoby na dłuższa metę nieco uciążliwe.

Tak jak napisałem nie musisz się spieszyć ale zwlekanie w nieskończoność też nie jest dobrym pomysłem. Życie jest na to stanowczo za krótkie. Tak naprawdę nie ma żadnej pory lepszej ani gorszej na to żeby zacząć. Zima jest tak samo dobrym momentem (niezależnie od tego czy przed czy po świętach) jak wiosna czy lato. Być może brakuje świeżych warzyw i trochę kiepsko z wyjściem na rower ale za to sąsiad za oknem nie odpala złośliwie grilla za grillem i nie ciągnie Cię żeby zjeść kilogram czereśni na raz.  Co by nie było nie ma znaczenia kiedy zaczniesz więc nie kombinuj zbyt wiele 🙂

Zanim jednak zaczniesz coś robić, bo w końcu to jedno wiesz, że coś wypadałoby zrobić, ważne jest żebyś zdał sobie sprawę, że zmiany, które wprowadzisz, będą obowiązywać Cię już do końca życia. Nie tydzień, miesiąc czy dwa ale na zawsze.

Brzmi groźnie …

Na szczęście nie oznacza to wcale, że z dnia na dzień musisz zapomnieć forever o schabowym z frytkami, piwie i nie wiem czym jeszcze – wręcz przeciwnie, jeżeli czujesz, że życie bez nich straci swój sens, nie wolno Ci tego zrobić bo prędzej czy później polegniesz. Szczupli ludzie też jedzą schabowe i piją piwo więc  nie w tym problem.

   Tak na marginesie przez 6 miesięcy systematycznego zrzucania wagi (średnio 10 kg miesięcznie) nie byłem ani razu głodny. Ani razu nie zjadłem też niczego, co by mi nie smakowało … ale o tym może później. Wróćmy na razie do naszych rozważań.

Skoro już uświadomisz sobie, że aby osiągnąć sukces musisz parę rzeczy zmienić w swoim życiu definitywnie, warto pokusić się o kilka refleksji w odniesieniu do pomysłów na zrzucenie zbędnych kilogramów, które w pierwszym odruchu przyszły Ci do głowy:

  • przede wszystkim drogą eliminacji z założenia możesz zapomnieć o wszystkich gotowych dietach (Atkinsa, Cambridge, Dukana, czy nie wiem kogo jeszcze)  – kto chciałby być na diecie do końca życia ? Poza tym każda dieta oparta na wykluczeniu lub ograniczeniu niektórych produktów zubaża organizm, który wcześniej czy później upomni się o swoje…
  • dieta „1000 kalorii” (mż) … ok, może być jak najbardziej zrównoważona ale trudno wyobrazić sobie stosowanie jej dożywotnio. Smutna prawda jest taka, że ograniczając nadmiernie liczbę spożywanych kalorii nasz organizm dostosowuje się do nowej sytuacji, spowalniając metabolizm. W efekcie nie dość, że nie chudniesz to jeszcze organizm wykorzystuje każdą okazję żeby zmagazynować zapasy na ciężkie czasy, które mu zafundowałeś. Poza tym gdyby to było takie proste to ludzie zwyczajnie jedli by mniej i byli szczupli -rozejrzyj się dookoła – z jakiegoś powodu to tak nie działa
  • catering dietetyczny ok ale czy na pewno rozwiąże Twój problem ? Wcześniej czy później go odstawisz i co wtedy ? Przerabiałem kilka – jedyne co mi po nich pozostało to awersja do rukoli i ogórków
  • siłownia, bieganie, nordic walking … wszystko to fajne ale czy widziałeś kogoś, kto schudł na siłowni ? Tak poważnie ruch i ćwiczenia są bardzo ważne dla wydolności organizmu i zdrowia ale żeby uczyniły Cię szczupłym musiałbyś biec w maratonie co tydzień lub przerzucać codziennie parę ton węgla. Nie da się tego zrobić mając taką nadwagę. Ruch będzie wprowadzał się stopniowo sam – w miarę jak będzie Ci lżej po utracie kolejnych kilogramów. Wprowadzając go na siłę możesz jedynie przeciążyć stawy. Nie spiesz się z tym przesadnie – to, że połowa znajomych na fb biega nie oznacza, że Ty też musisz 🙂 Na początek wystarczy, że do sklepu za rogiem nie będziesz jeździł samochodem – z czasem im więcej spacerów tym z pewnością lepiej. Jeśli chcesz podjąć większe wyzwanie wykup karnet na pływalnię – pamiętaj tylko, że samo wykupienie karnetu nie załatwi sprawy
  • suplementy diety lub leki na odchudzanie – bądźmy poważni – jedyne co uszczuplą to Twój portfel. Wieki temu stosowałem Meridię – w niczym nie przeszkodziło mi to zajadać się w KFC czy w McDonald.
  • liczenie kalorii … wbrew pozorom to wcale nie jest ekstra pomysł na odchudzanie. Wcześniej czy później dojdziesz do wniosku, że kalorie niby Ci się zgadzają na papierze tylko jakoś nie chudniesz.  Oczywiście jak zawsze musisz zachować zdrowy rozsądek – spożywając 10.000 kcal dziennie trudno oczekiwać utraty wagi. Pamiętaj jednak, że jeśli przesadzisz w drugą stronę Twój organizm zadba o to żeby Ci nie poszło zbyt łatwo. I czy na prawdę chciałoby Ci sie liczyć kalorie do końca życia ? Ja tego w każdym razie nie robię (już nie robię żeby nie było)
  • operacja … no tak na koniec trochę z grubej rury … niestety jak każda operacja może sie nie udać – to trochę jak gra w rosyjską ruletkę. Zgadza się, że większość osób po operacji chudnie spektakularnie ale porozmawiaj z nimi o wyrzeczeniach, zanim o niej pomyślisz na serio.  Poza tym operacja nie eliminuje najważniejszej kwestii – i tak musisz zmienić styl życia, więc jeśli Cię to nie ominie po co miałbyś dać sie pokroić ? A tak poważnie – myślę, że jeżeli nie masz wskazań klinicznych to może warto spróbować jednak obyć sie bez niej.  Nie jest to na pewno nic fajnego.

Ok, skoro już wiesz czego nie ma sensu robić żeby schudnąć, pora zastanowić się właściwie dlaczego utyłeś 🙂 Zostawmy to sobie na przyszły tydzień 🙂

Miłego weekendu wszystkim  !!!