Wszystkie rady, zasady i nie wiem co jeszcze są fajne ale prawda jest taka, że nikt nie jest robotem i przychodzi taki moment, że teoria lekko rozmija się z praktyką.
Jeżeli jesteś gruby to raczej nie dlatego, że konsekwentnie przestrzegasz zasad zdrowego odżywiania.
Nawet najwięksi twardziele wcześniej czy później dadzą się złapać na zapach „gofra belgijskiego” na mieście i potem popłyną…
… tak, nie da się zrzucać dziesiątek kilogramów i nie ponieść po drodze żadnej porażki – ważne jest jednak to, żeby nauczyć się jak sobie z nimi radzić.
Tak na marginesie samo zjedzenie przykładowo gofra belgijskiego wcale nie musi być porażką – jeżeli tylko nie pójdziemy za ciosem i nie doprawimy podwójnymi frytkami (bo się przesłodziliśmy) a potem sam nie wiem jeszcze czym. Z resztą nawet wtedy wcale nie wszystko jest stracone 🙂
Wszystko jest dla ludzi, trzeba tylko niestety spróbować zachować umiar i jakieś sensowne proporcje.
Jeden „gofr belgijski” tygodniowo, jako posiłek, nie robi aż tak wielkiego problemu (chociaż powiedzmy sobie szczerze, że nie wnosi wiele oprócz chwilowej satysfakcji, mega wyrzutu insuliny i późniejszego kaca moralnego) . Jednak jedzenie go codziennie raczej nie wróży nic dobrego.
Na pewno więc w dawkowaniu sobie ekstremalnych przyjemności trzeba zachować zdrowy rozsądek.
Wszedłem dzisiaj na wagę i niby ważę tyle samo co przed weekendem.
Widać, że coś tam się wydarzyło po drodze, bo normalnie pewnie powinno być w okolicy 108 kg ale dramatu teoretycznie nie ma.
Prawda jest jednak taka, że o ile ostatnio w ogóle w weekendy pozwalam sobie na dużo więcej, to w ostatnią sobotę po prostu popłynąłem.
W konsekwencji z wagi 108,1 kg w piątkowy poranek poszedłem w górę o 1,5 kilograma – w sumie w 1 dzień. (109,6 kg w niedziele rano).
To oczywiście nie są kilogramy, które zdążyłyby się odłożyć na stałe ale tak – niewątpliwie poniosłem spektakularną porażkę.
Jak po czymś takim się podnieść ? Jak przegrać bitwę ale nie wojnę ?
Porażka z założenia nie jest czymś miłym. Ważne jest to, żeby wypracować sobie swój własny sposób radzenia sobie, gdy coś wymknie się spod kontroli.
Celem jest jak najszybszy powrót do normalnego rytmu i sposobu żywienia.
Dodatkowo, żeby ograniczyć ryzyko powtórki z rozrywki, fajnie byłoby zastanowić się co tak naprawdę się stało. Co poszło nie tak.
Przede wszystkim daruj sobie kaca moralnego – zjadłeś coś dobrego, dużo dobrych rzeczy … cóż – spróbuj się tym nacieszyć, żeby starczyło Ci na dłużej. Umartwianie się metodą na Zgredka nic Ci w tej sytuacji nie da.
Odczekaj 3-4 godziny i zjedz normalny kolejny posiłek. Jeżeli skończyłeś się obżerać koło północy, napij się gorącej herbaty a rano zjedz normalnie śniadanie, tak jak gdyby nic się nie stało. Po obżarstwie musisz się ustabilizować a nie głodzić w ramach pokuty. Jednorazowe obżarstwo nie jest może czymś ekstra fajnym dla Twojej wątroby ale w szerszej perspektywie nie ma większego znaczenia. 2-3 dni równowagi i udana sesja w WC powinny załatwić temat. Chodzi tylko o to żeby nie weszło CI to w nałóg.
Przy okazji, jeśli już musisz, fajnie by było nawpychać się czegoś wartościowego – jeśli czujesz, że nie jesteś w stanie się powstrzymać, mimo wszystko lepiej jest zjeść tabliczkę gorzkiej czekolady z pomarańczami czy najeść się pistacji (jeżeli nie jesteś na nie uczulony i masz względnie zdrową wątrobę) niż lecieć do McDonalda na Big Maca.
Jeżeli jednak masz głębokie przeświadczenie, że jedynie Big Mac da Ci prawdziwą satysfakcję z napchania się, pomimo tego, że jest to naprawdę straszne świństwo, zjedz go – inaczej będziesz chodził i ciągle czegoś szukał. Opchniesz mnóstwo bezsensownych rzeczy, żeby na koniec i tak go zjeść. Nie ma co – z czasem sam dojdziesz do wniosku, że nie wcale nie jest taki smaczny jak Ci się teraz wydaje 🙂
Jak regularnie byś nie jadł, jak smaczne by nie były Twoje posiłki, zawsze znajdzie się coś co uwielbiasz, co nie mieści się na co dzień w Twoim jadłospisie. Spróbuj włączyć takie rzeczy okazjonalnie do swojej diety. Zwłaszcza te, które nie są jakimś przesadnym świństwem. Pozwoli Ci to zaspokoić potrzebę zjedzenia czegoś dobrego i uodpornić się na pokusy. Oczywiście nie działa to na długo więc jeśli masz problemy ze skokami w bok, musisz zadbać o to, żeby zaspokajać się w miarę regularnie.
Wracając do mojej porażki …
Zacząłem zastanawiać się o co chodzi z tymi weekendami i co poszło nie tak w ostatnią sobotę.
Sobota to jest dzień, w którym jadę na targ żeby zrobić zakupy. Jak napisałem wcześniej, omijam szerokim łukiem hipermarkety.
Na targowiskach w małych miasteczkach można naprawdę kupić fajne produkty. Oczywiście większość z nich pochodzi z giełd spożywczych ale są tez produkty prawdziwie lokalne, sprzedawane bezpośrednio przez rolników.
Targ ma jednak tę wadę, że zaczyna się ok. 5-6 rano i tak naprawdę żeby zrobić sensowne zakupy trzeba na nim być nie później niż o 8:00.
Czyli w moim przypadku godzinę przed śniadaniem. Ne dość, że w ten sposób robię zakupy będąc głodnym to jeszcze z reguły nie wyrabiam się z powrotem przed 9:00, czyli rozjeżdżają mi się godziny posiłków. W konsekwencji kupuję więcej niż powinienem i mam potem klasycznego niedojadka w wyniku przeciągnięcia posiłku.
Tak naprawdę wystarczyłoby pewnie zrobić sobie śniadanie wcześniej, zabrać ze sobą i zjeść o 8:00, bezpośrednio przed wejściem na targowisko.
Zawalenie śniadania prawie zawsze kończy się mniejszą lub większą wpadką w ciągu dnia.
Do tego fajnie byłoby zrobić listę zakupów i się jej trzymać (z uwzględnieniem czegoś ekstra – w końcu to weekend). Nawet jeśli wpadnie nam w oko coś spoza listy, na co mamy wielką ochotę, dobrze jest zastanowić się kiedy będziemy mieli czas żeby to wszystko zjeść – może trzeba po prostu wykreślić z listy coś innego.
W sumie to po prostu warto posłuchać się „przykazań”, które sam spisywałem przed ostatnie 2 wpisy. Nikt nie jest doskonały. W przyszły weekend spróbuję 🙂
Przy okazji dotarło do mnie, że chodząc głodny po targowisku podświadomie szukałem czegoś dobrego …
Świeże, jeszcze mokre orzechy laskowe – o tej porze roku pycha. Kupiłem kilogram. Pewnie można by było 0,5 kg ale co będzie jak przez tydzień wyschną i już nie będzie ?
Niestety od samego kupienia nie maleje ochota na coś dobrego.
Pewnie, gdybym zjadł część na miejscu zamiast śniadania …
W każdym razie dalej były orzechy nerkowca, suszona morwa, śliwki, orzechy arachidowe, prawdziwa miejscowa kaszanka – 2 rodzaje na wypadek gdyby z jednego źródła nie spełniła oczekiwań. Podobnie z prawdziwą kiełbasą (też 2 kawałki różnej) – do tej sklepowej nie podchodzę nawet na kilometr. Do tego prawdziwy ser wiejski … tak, to były udane zakupy …. zbyt udane 🙂 Tak właśnie się kończą zakupy, gdy jest się głodnym. Samo kupowanie kolejnych rzeczy (czy wkładanie ich do koszyka) nie zmniejsza tego uczucia.
Teraz pytanie czy trzeba to wszystko zjeść na raz (jednego dnia czy w weekend) ?
… no niby nie ale jeśli kupiłeś same dobre i świeże produkty, których długo nie jadłeś i na które masz wielką ochotę … trudno się oprzeć.
W takiej sytuacji bezpieczniej byłoby po prostu nie kupować – nie tyle na raz 🙂
Na zakończenie wracając zaliczyłem lody i rurki z bitą śmietaną – w końcu cały czas byłem głodny a pełen bagażnik zakupów bynajmniej tego nie zmienił. Lody rzecz jasna sprawiły, że chwilę później głód wrócił z podwójną siłą. Potem poszło już z górki …
Tak więc jeśli zaliczyłeś wpadkę nie przejmuj się tym zbytnio. Takie rzeczy naprawdę się zdarzają. Grill ze znajomymi, impreza z ekstra jedzeniem (i do tego za darmo 😉 ) … tak, jak fajnie byś sobie tego nie poukładał zawsze trafi się coś, co wybije Cię z rytmu.
Pamiętaj – najważniejsze jest to żeby się nie poddać i wrócić jak najszybciej do ustalonego planu dnia. Im szybciej Ci się to uda , tym mniej czasu zmarnujesz.
Jutro rano mam nadzieję wrócić do wagi z ostatniego piątku. Gdyby się to udało, zostaną mi jeszcze 2 dni żeby w skali tygodnia odnotować spadek wagi.
Jak widać nawet jeśli polegniesz, wcale nie musi to oznaczać jakiejś tragedii 🙂 Spróbuj nie robić tego zbyt często i tyle 🙂