Zaczynamy na poważnie :)

Przed nami  kolejny weekend.

Na szczęście na razie limit imprez weekendowych wyczerpałem.

W tej chwili powinienem co prawda siedzieć i obżerać się na jakiejś służbowej konferencji w centrum spa chyba w Serocku ale udało mi się wykręcić. 

Cel na weekend – waga w poniedziałek rano poniżej 105 kg 🙂 

Weekend zapowiada się słoneczny i ciepły – mam zamiar wyprowadzić Valkyrię  z garażu i trochę ją rozruszać, dopóki pogoda do tego zachęca – przy okazji zrobię może jakieś aktualne zdjęcia 🙂

Ten baleron na Valkyrii to ja w czerwcu 2017 r. Nie wiem jak biedaczka to wytrzymała ale na szczęście 400 kg motocykla (bez kierowcy) robi swoje 🙂 Razem z bagażami ważyliśmy ok. 600 kg.

Do tej pory pisałem o rzeczach względnie uniwersalnych. Jeśli kogoś z problemem przewlekłej otyłości skłoniłem do zbadania sobie poziomów glukozy i przede wszystkim insuliny to naprawdę ekstra. Nawet jeśli nie ma z tym problemu (a w tej grupie to rzadkość) to samo badanie i tak warto zrobić.

Dobrze jest zrozumieć, że ludzie otyli zazwyczaj wcale nie stają się otyli dlatego, że się strasznie obżerają (chociaż oczywiście zdarzają się i takie przypadki). 

Tyjemy, łapiąc w biegu byle co i byle jak – nie mając, że niby czasu na normalne jedzenie. Otyłość to nie jest coś, z czym człowiek się rodzi – sam byłem kiedyś szczupły, wręcz chudy jak patyk.

Naprawdę wystarczy rozejrzeć się dookoła – nie trzeba wiele żeby spostrzec, nawet po znajomych, że to chyba nie idzie we właściwym kierunku 🙂

Tak jak kiedyś napisałem jeszcze trochę i będziemy druga Ameryką (przynajmniej w kwestii otyłości).

Jeżeli komuś chciało się przebrnąć przez wszystkie posty od początku (czyli wchodząc na stronę valkyrie.pl od końca) to w sumie wie już co powinien zrobić, skoro na poważnie chce się pożegnać z otyłością: 

  • jeść regularnie posiłki (niezależnie od uczucia głodu i braku czasu),
  • unikać śmieciowego jedzenia (fast foodów, jedzenia produkowanego na skalę przemysłową i wysoko-przetworzonego, w tym zwłaszcza dań instant , żywności długoterminowej oraz słodzonych napojów i soków – zapomnij o „kawie” 3w1),
  • zachować minimum 3 godzinne przerwy pomiędzy posiłkami,
  • pod żadnym pozorem nie podjadać pomiędzy posiłkami (nawet jednego winogronka czy mini krakersa),
  • w miarę redukowania wagi wprowadzić więcej spacerów i ruchu do swojego zycia (ale z umiarem – nie mam na myśli biegania czy wyciskania na siłowni).

Tak trochę jako pochodną powyższego dodałbym 4 bardzo istotne wg mnie punkty, stanowiące już raczej techniki działania:

  • starać się pozyskać do swojego menu jak najwięcej naturalnej żywności, która ma szanse mieć jakiekolwiek wartości odżywcze (uwaga na naciągaczy),
  • czytać dokładnie etykiety produktów żywnościowych i nie dać się nabrać na chwyty producentów żywności („bez dodatku cukru” wcale nie oznacza, że dany produkt „nadaje się do zjedzenia” a produkty „fit” są często fit jedynie z nazwy),
  • unikać produktów „light”, odtłuszczonych i słodzików,
  • eliminować ze swojego jadłospisu żywność, po której czujemy się ociężali, zmęczeni czy po prostu niekomfortowo.

To wszystko brzmi tak banalnie, że aż nikomu się nie chce się tego stosować. 

Najśmieszniejsze jest to, że ludzie po przeczytaniu (podobno) tego wszystkiego w dalszym ciągu potrafią zadać pytanie z cyklu – no ale jak Ty to tak na prawdę zrobiłeś (w domyśle jak zrzuciłeś tyle kilogramów) ?

Albo w narodzie powoli zanika sztuka czytania ze zrozumieniem albo to brak wiary w to, że wystarczy tylko (i aż) tyle 🙂

Wystarczy.

Wiecie już co zrobić albo może lepiej – co ja zrobiłem.

Cała reszta to już indywidualne techniki i pomysły, dzięki którym możemy samym sobie pomóc przejść od teorii do praktyki.

Bo to, że wiemy wcale nie oznacza, że coś z tą wiedzą zrobimy. W końcu palacze też mają świadomość, że palenie zabija i co z tego. No ale oni nie mają problemu z wyjściem na plażę 🙂

Skoro wszystko już wiemy to jak zacząć ?

Jesteś otyły, nie panujesz nad godzinami posiłków i podjadaniem, tydzień bez Maca to tydzień stracony (dobrze żeby tylko tydzień), nie potrafisz odmówić sobie puszki coli, batonika czy croissanta, najlepiej ze słodkim nadzieniem ?

Najprostszą metodą aby tym zapanować w początkowej fazie to eliminacja z diety produktów o wysokim indeksie glikemicznym. 

Nie mówię, że do końca życia ale na jakiś czas, żeby pomóc samemu sobie okiełznać Twoje drugie ja, które chociaż sam tego nie chcesz, kieruje Twoimi nogami do najbliższego „McDonalda”.

W internecie jest mnóstwo stron poświęconych indeksowi glikemicznemu, zawierających mniej lub bardziej udane tabele i zestawienia, nie będę im robił konkurencji.

Warto wydrukować sobie jakąś sensowna listę i zastanowić się na spokojnie co czym możecie zastąpić w swojej diecie, bez zbytniego poświęcenia.

Ja w pierwszej kolejności odstawiłem pieczywo pszenne i bułki, zastępując je chlebami z mąki żytniej czy orkiszowej, bez drożdży ( tam gdzie drożdże tam musi być i cukier – inaczej chleb nie wyrośnie), na naturalnym zakwasie. 

To nie było żadne poświęcenie bo te chleby bardzo mi smakują. Ważne jest to żeby nie dać się nabrać – nie wszystko co udaje naturalny, żytni chleb na zakwasie, jest nim w rzeczywistości. Czytać, czytać i jeszcze raz czytać 🙂

Kolejnym krokiem było zastąpienie wędlin sklepowych wyrobami „swoiskimi” lokalnej produkcji (idealnie byłoby dotrzeć do kogoś, kto sam je wytwarza). Dobrym pomysłem jest upieczenie sobie samemu schabu czy innego mięsa albo własnoręczne zrobienie pasztetu (dbając o jakość użytych składników).

Jeżeli nie jesteś uzależniony od mięsa czy wędlin lepiej wędliny w ogóle odstawić – nie mają żadnych szczególnych wartości odżywczych – cały ich smak to przyprawy i dodatki. Jeśli ktoś twierdzi inaczej to niech ugotuje w nieosolonej wodzie surowy kawałek mięsa i zje go ze smakiem – powodzenia 🙂

O ile ze śniadaniami powinno pójść względnie łatwo, gorzej trochę z obiadami.

Na początek proponowałbym odstawić ziemniaki, makaron z pszenicy i biały ryż. Ja tak zrobiłem. Teraz jem je z powrotem ale na etapie stabilizowania skoków poziomu cukru i insuliny we krwi jadłem przykładowo na obiad kawałek mięsa z surówką. W dalszym ciągu dodałem kasze czy ryż brązowy.

Tak wyglądały moje obiady, kiedy ważąc ponad 170 kg zacząłem zmieniać stopniowo sposób odżywiania.  Jak widać nie było to żadne poświęcenie z mojej strony.

Nie należy zmuszać się od pierwszego dnia do jedzenia rzeczy skrajnie dietetycznych. Organizm i smak muszą mieć czas na stopniową adaptację. 

Z resztą na tym etapie naszym głównym celem jest ustabilizowanie posiłków i walka z podjadaniem … to nie jest ten moment, w którym warto rzucać się na sałatę (nie ujmując nic sałacie, jeśli nie rosła przy trasie szybkiego ruchu).

Po 9 miesiącach przyznaję, że mając wybór jem teraz raczej gotowane mięso z kurczaka czy rybę zamiast smażonych, zwłaszcza w panierce …  ale dojście do tego zajęło mi naprawdę dużo czasu. I nie trzeba się z tym przesadnie spieszyć żeby się nie zrazić. 

 

No dobrze, myślę że w obliczu zbliżającego się weekendu nie ma co przesadzać.

Jezioro Dąbrowa Wielka. Zdjęcie własne.

 

Jak zwykle życzę Wam udanego weekendu i niech dodatkowe, zbędne kilogramy nie wrócą z Wami po weekendzie 🙂

Jedna odpowiedź do “Zaczynamy na poważnie :)”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *